Pieniądze wydane na likwidację problemu Y2K nie wzięły się znikąd. Zostały zabrane z budżetów na rozwój i inwestycje. Oczywiste jest więc, że poskutkuje to spowolnieniem tempa wzrostu gospodarczego zarówno gospodarek, jak i firm w wielu krajach.
Tegoroczny sylwester na pewno długo pozostanie w naszej pamięci. Tym razem miliony ludzi na całym świecie będą oczekiwały nadejścia nowego roku nie tylko z szampanem, ale przede wszystkim z telefonem komórkowym i pagerem przypiętym do paska. Większość koncernów bowiem zaleciła swoim pracownikom pozostanie w kontakcie z firmą.Winny tego jest oczywiście słynny Y2K, czyli problem roku 2000 (Year 2 Kilo, "kilo" oznacza tysiąc).Aż trudno uwierzyć, że dzisiaj ponosimy konsekwencje błędu popełnionego przez informatyków 20 lat temu. W latach siedemdziesiątych, gdy pamięć komputerowa była bardzo droga, próbowano oszczędzać na niej zapisując rok w postaci tylko dwóch ostatnich cyfr. Można to oczywiście zrozumieć, wiedząc, że ówczesny mikroprocesor w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze był 10 tys. razy droższy niż dzisiaj. Jednak kiedy 1 stycznia 2000 roku komputer zobaczy datę w postaci dwóch zer i niewłaściwie ją zinterpretuje, będzie to marne pocieszenie.Problem polega bowiem na tym, że programy komputerowe odwołują się do z góry ustalonych parametrów. Dwa zera to parametr nieznany programowi. Program może go równie dobrze potraktować jako rok 1900, jak i rok 2000. W każdym bądź razie pozostawienie programom wolnej ręki w interpretacji może spowodować całkowitą zmianę w ich działaniu, a na to nikt nie może sobie pozwolić.W ciągu ostatnich lat na walkę z tym problemem wydano miliardy dolarów i poświęcono miliony godzin pracy. Dzisiaj można z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że po Nowym Roku nie czeka nas żaden globalny kataklizm, ale można spodziewać się niezłego bałaganu.Wiceprezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji Aleksander Frydrych porównuje tę sytuację do pola minowego, które zostało w dużej mierze rozbrojone, jednakże na którym od czasu do czasu będą wybuchać przeoczone miny. Tak też uważa większość ekspertów, bowiem całkowite uniknięcie problemów jest niemożliwe w sytuacji, gdy roczna produkcja mikroprocesorów na świecie sięga siedmiu miliardów sztuk. Jest fizyczną niemożliwością skontrolowanie całości tych zasobów.Jedno jest natomiast pewne. Olbrzymimi nakładami środków znacząco zredukowano zagrożenie Y2K ale wszystkie te środki nie wzięły się znikąd. Większość firm i gospodarek musiała przesunąć środki na ten cel w ramach swoich budżetów zabierając je z innych projektów.Pieniądze, które w normalnych okolicznościach zostałyby przeznaczone na rozwój i inwestycje, poszły na rozwiązanie problemu. Co więcej, wiele firm, które nie posiadały własnych wolnych środków, musiało zaciągnąć kredyty na ten cel. Nie tylko więc częściowo zahamowany został ich rozwój, ale obciążyły się jeszcze dodatkowo długami. Również konieczność oddelegowania części pracowników do pracy nad tym problemem sprawiła, że musieli oni zaprzestać prac nad nowymi projektami. Spadła tym samym ich produktywność.Trudno w tej chwili ocenić dokładnie te korelacje, ale jeżeli wiadomo, że np. polski rząd szacuje koszty PR2000 dla gospodarki na ok. 1,16 mld zł, to robi to wrażenie. Tym większe, że powszechnie znane są nasze problemy budżetowe i wiadomo, ile resortów cierpi na zbyt małe dofinansowywanie z budżetu. Co więcej, minister spraw wewnętrznych wystąpił już do ministra finansów o 301,6 mln zł z przyszłorocznego budżetu na usuwanie skutków awarii związanych z PR2000.Jeszcze większe wrażenie robią szacunkowe dane w skali globalnej.Analizy wykonywane przez amerykańskie firmy konsultingowe szacują, że stopa wzrostu gospodarki USA w 1999 r. będzie o 0,3 pkt. proc. niższa niż zakładana, ponieważ firmy kierują środki na likwidację Y2K. Podobne wartości mogą wystąpić w roku 2000 i 2001. Tym samym spodziewane straty w gospodarce mogą być podobne do tych, jakie wystąpiły na skutek kryzysu w Azji Południowo-Wschodniej.Znana firma doradcza GartnerGroup przewiduje, że dla amerykańskich przedsiębiorstw koszty PR2000 zamkną się w przedziale od 100 do 300 mld dolarów, z czego największą część pochłonie jednak likwidacja szkód, również w aspekcie prawnym. Dokładne koszty są trudne do oszacowania, ponieważ problem Y2K charakteryzuje się tym, że wraz z wgłębianiem się w niego rozrasta się jak drożdże.Wszystkie te wydatki były niezbędne, ale wiele firm na fali zadowolenia, wynikającego z uporania się z problemem, zapomniało, jakim kosztem udało się to osiągnąć.Spowolnienie tempa rozwoju przedsiębiorstw i gospodarek to niewątpliwa strata, ale Y2K przyniósł też pewne korzyści.Przede wszystkim nastąpiła zmiana mentalności w podejściu do komputerów. Wiadomo już, że niewłaściwie zarządzane mogą narazić użytkowników na straty. Chyba po raz pierwszy zdano sobie sprawę z realności zagrożeń ze strony systemów informatycznych. Ta nauczka będzie miała wymierne efekty w przyszłości.Poza tym wiele zarządów firm zrozumiało, że informatyka to nie tylko kwestia informatyków ale że oni sami muszą mieć kontrolę i wiedzę o użytkowanych narzędziach zarządzania, jakimi są też systemy komputerowe. Niewątpliwe korzyści to także wymiana większości użytkowanego sprzętu na nowy i wyczyszczenie pamięci systemów z gromadzonych latami "informatycznych odpadków".Pozytywne efekty zainteresowania PR2000 są też o tyle ważne, że w roku 2000 czekają nas kolejne milenijne pułapki. Począwszy od związanej z rokiem przestępnym daty 29 lutego, a skończywszy na 1 października (1.10) czy 9 września (9.09). Ale o to będziemy martwić się po sylwestrze.
GRZEGORZ ALEKSANDER KITA