Kłopoty japońskiej spółki internetowej
Od lutowego szczytu kurs akcji japońskiego Softbanku spadł o 74%. Wczoraj na zamknięciu sesji w Tokio kosztowały 17,2 tys. jenów, a w środę zaledwie 16,5 tys. jenów. A jeszcze trzy miesiące temu rynek wycenił je powyżej 60 tysięcy.
Wtedy prezes japońskiej spółki Masayoshi Son zagrażał Billowi Gatesowi na pozycji najbogatszego człowieka na świecie. Jego udziały w Softbanku były warte 70 mld USD. Teraz już ?tylko? 19 mld USD.Son założył Softabank w 1981 roku i na początku była to spółka zajmująca się przede wszystkim dystrybucją programów komputerowych. Teraz jest największą w Japonii grupą inwestującą w internet, a w przyszłości ma być holdingiem specjalizującym się w usługach finansowych.Jednak po gwałtownym spadku kursu akcji, o wiele większym niż odnotowany przez amerykańskie spółki internetowe, zaczęto na rynku zadawać pytanie, ile rzeczywiście jest wart Softbank, a niektórzy analitycy zastanawiają się nawet, czym właściwie jest ta spółka. Okazało się bowiem, że większość inwestycji Softbanku nie generuje żadnych przychodów, a ratuje go jedynie zaangażowanie w Yahoo! ? doskonale prosperujący portal internetowy. Japońska spółka miała 23,5% udziałów w amerykańskim Yahoo!, 51% w Yahoo! Japan i podobne udziały w europejskim oddziale portalu. Wczoraj Softbank poinformował o sprzedaży za 350 mln USD 3,16 mln akcji Yahoo! i jego udziały w amerykańskim portalu zmniejszyły się do 23,18%, ale wciąż jest jego czołowym akcjonariuszem.Analitycy twierdzą jednak, że nawet Yahoo! może już nie wystarczyć do podtrzymania Softbanku. Wartość jego udziałów w internetowym portalu i innych spółkach technologicznych, takich jak internetowy broker E*Trade spadła w tym roku o 40%. Poza tym Softbank zgodził się nie sprzedawać swoich udziałów w niektórych innych przedsięwzięciach przez pół roku od czasu ich emisji.Na czym więc polega wartość Softbanku? Jeśli tylko na udziałach w Yahoo!, to co się stanie, gdy i tej firmie przytrafi się coś złego? Zdaniem analityków, wiele innych inwestycji spółki bardzo trudno wycenić, bo albo nie są notowane na giełdach, albo Softbank nie dostarczył o nich wystarczających informacji. Ten brak przejrzystości ? absurdalny w spółce chcącej uchodzić za okręt flagowy ?nowej Japonii? ? poważnie nadwyrężył jej wiarygodność.Za kolejny cios w reputację prezesa Sona uznano, że Softbankowi nie udało się zawrzeć prestiżowej umowy z japońskim rządem na zakup Nippon Credit Bank, który po bankructwie przed dwoma laty został znacjonalizowany.Wszystko to sprawiło, że inwestorzy dopiero teraz zdali sobie sprawę ze skali ryzyka lokowania pieniędzy w akcje Softbanku. ? Ludzie byli bardzo podekscytowani strategią tej spółki i zapomnieli, że trzeba patrzeć też na jej rzeczywistą wartość. Teraz zaczęli liczyć ? powiedział gazecie ?Financial Times? Gary Evans z HSBC Securities. Dla prezesa Sona takie obliczanie może być bolesnym doświadczeniem.
J.B.