Z punktu widzenia międzyrynkowej analizy technicznej nadal brakuje decydującego impulsu, by można było mówić o przełamaniu trendu spadkowego w przypadku światowych rynków akcji. Z jednej strony amerykańskie indeksy wybiły się górą z trwającej od stycznia konsolidacji. W ich przypadku potencjał wzrostowy wydaje się nadal spory. Pierwszy opór dla indeksu S&P500 znajduje się w okolicach 1460 pkt (szczyt z lutego 2007), a następny to psychologiczna bariera przy 1500 pkt. Optymizm amerykańskich inwestorów nie dziwi w sytuacji, gdy kolejne dane zdają się sugerować, że osłabia się groźba głębokiej recesji w tamtejszej gospodarce. Po optymistycznych szacunkach PKB za I kw. oraz wzroście zamówień w przemyśle za ubiegły miesiąc podanych w ubiegłym tygodniu, wczoraj lepsza od oczekiwań okazała sie wydajność pracowników w sektorach pozarolniczych. Dodatkowo mniej od prognoz wzrosły koszty pracy.
Na tym tle nadal nie widać przełomu w Europie. Indeksy powoli rosną (zarówno CAC40, jak i DAX), ale nadal znajdują sie poniżej kluczowych oporów. Dla francuskiego indeksu jest to poziom 5100 pkt, a w przypadku niemieckiego DAX - 7200 pkt. Również w przypadku notowań na rynkach azjatyckich, zwłaszcza w Chinach, trudno mówić o zmianie trendu. Na wykresie Shanghai Composite ubiegły miesiąc można na razie potraktować jako ruch powrotny po przełamaniu dołka korekty z czerwca ubiegłego roku. Koniec maja dopiero pokaże, na ile to odreagowanie można traktować w kategoriach przełomu.
Inwestorzy przywykli do tego, że to giełdy amerykańskie wyznaczają trend, w jakim poruszają się światowe rynki akcji. W tym kontekście w mocy pozostaje pytanie, jak zachowa się amerykańska gospodarka w sytuacji, gdy sygnały techniczne sugerują załamanie się trendu wzrostowego na EUR/USD trwającego od 2005 roku. Czy silniejszy dolar nie ujawni pełnej skali problemów w amerykańskiej gospodarce. I co na to powie rynek?