Energa jest już o krok od giełdowego debiutu. Martwi się pan o to, jak wypadnie oferta i jaki będzie pierwszy dzień notowań na GPW?
Nie jest to sprawa, która spędza mi sen z powiek. Niewątpliwie jednak jest to ważne wydarzenie dla spółki, bo do prywatyzacji szykowaliśmy się już od kilku lat. Z rynkiem kapitałowym oswajaliśmy się stopniowo. Najpierw pozyskaliśmy kredyt z Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, następnie zostaliśmy poddani ocenom ratingowym, później wypuściliśmy na rynek obligacje i tak rozpoczęła się nasza przygoda z inwestorami. Oferta publiczna akcji i debiut na giełdzie to ważny krok w historii Energi, ale nie rzucamy się na głęboką wodę. Kontakt z rynkiem mamy już od dawna.
Zainteresowanie ofertą wyraziła Polska Grupa Energetyczna. To byłoby kolejne podejście tego koncernu do objęcia akcji Energi, po nieudanej próbie przejęcia spółki w 2011 r. Przydałby się wam taki branżowy inwestor?
Zapowiedzi PGE świadczą o stałości jej uczuć. A tak poważnie, to przyjmujemy te deklaracje jako pozytywną ocenę naszej spółki. Musimy jednak pamiętać, że w ostatnich latach Energa bardzo się zmieniła i bez trudu poradzi sobie bez inwestora branżowego.
A pan kupi akcje Energi?