– Gospodarka zwalnia bardziej niż być może chciałyby władze, a w tej sytuacji walka z finansowym podziemiem staje się bardziej problematyczna – uważa Alistair Thornton, pekiński ekonomista pracujący dla IHS Global Insight. Jego zdaniem, kiedy trzeba gasić pożar kwestia zasadniczej reformy sektora finansowego staje się nieuchronnie zagadnieniem drugorzędnym. Ważniejsze w takich okolicznościach, jak mówi, staje się zapobieganie twardemu lądowaniu gospodarki chińskiej i „zarządzanie globalną zmiennością.
W minionym kwartale produkt krajowy brutto w drugiej gospodarce świata zwiększył się o 7,6 proc. w skali roku, co było najwolniejszym tempem od dna kryzysu finansowego w 2009 roku. Władze w tych okolicznościach bardziej myślą o dalszym stymulowaniu wzrostu przez zwiększenie wydatków na projekty publiczne niż o planach włączenia strumienia prywatnego finansowania do obiegu oficjalnego.
Premier Wen Jiabao, którego kadencja kończy się w przyszłym roku zaproponował w kwietniu, aby prywatne zasoby finansowe Chińczyków skierować do gospodarki za pośrednictwem regulowanych przez rząd instytucji. Zależało mu na tym, aby złamać monopol państwowych banków i ułatwić kredytowanie 42 milionów małych i średnich biznesów. Zaledwie 3 proc. spośród nich ma szanse na uzyskanie kredytu bankowego, wynika z szacunków Citic Securities, największego chińskiego brokera notowanego na giełdzie. Resztę finansują głównie rodziny i znajomi. - Ograniczenie podziemnego kredytowania, kiedy gospodarka się schładza jest ryzykowne – uważa Fred Hu, ekonomista Goldman Sachs Group. Jest przekonany, że bez tego źródła finansowania gospodarka Chin już dawno doświadczyłaby twardego lądowania.