W korytarzach EBC

Europejski Bank Centralny w ostatnich latach urósł do rangi najważniejszej instytucji unijnej. Kim są ludzie, którzy – jak pisał „Economist” – stoją między strefą euro a przepaścią?

Aktualizacja: 16.02.2017 04:15 Publikacja: 22.12.2012 05:00

Mario Draghi, prezes EBC, dawniej pracownik Goldmana Sachsa

Mario Draghi, prezes EBC, dawniej pracownik Goldmana Sachsa

Foto: Bloomberg

Henry Kissinger, sekretarz stanu USA w latach 70. ubiegłego wieku, skarżył się podobno, że nie ma do kogo zadzwonić, gdy chce się skontaktować z Europą. Dziś problemu nie ma. Najważniejszą osobą na Starym Kontynencie, w każdym razie w oczach Waszyngtonu, jest prezes Europejskiego Banku Centralnego.

Do takiego wniosku doszedł niedawno Jean Pisani-Ferry, dyrektor brukselskiego instytutu Breugla, analizując oficjalny kalendarz spotkań i rozmów telefonicznych sekretarza skarbu USA Timothy'ego Geithnera z europejskimi liderami i przedstawicielami MFW od początku 2010 r. do połowy br. W tym czasie głównym tematem rozmów polityków był kryzys fiskalny w Europie. Z wyliczeń Pisani-Ferry'ego wynika, że amerykański sekretarz skarbu 114 razy kontaktował się z MFW i 168 razy z europejskimi urzędnikami.

W tej ostatniej kategorii wyróżnia się 58 rozmów i spotkań z prezesami EBC: Jeanem-Claude'em Trichetem i jego następcą Mario Draghim. Dla porównania, z przedstawicielami Komisji Europejskiej, eurogrupy i Rady UE Getihner rozmawiał łącznie mniej niż 20 razy, a z niemieckim ministrem finansów 36 razy. – Nie ulega wątpliwości, że dla Departamentu Skarbu USA „Panem Euro" jest przede wszystkim prezes EBC – konkludował Pisani-Ferry.

Rosnąca potęga Frankfurtu

Według niego, tak częste kontakty Geithnera z EBC są zaskakujące, zważywszy na to, że instytucjonalnym interlokutorem frankfurckiej instytucji w USA jest Rezerwa Federalna, a nie Departament Skarbu. Być może. Ale na bardziej ogólnym poziomie to, że w oczach amerykańskiej administracji jedyną naprawdę liczącą się instytucją jest EBC, wcale zaskakujące nie jest.

W związku z kryzysem finansowym, rola banków centralnych wyraźnie wzrosła. Jak tłumaczył mi Dani Rodrik, ekonomista z Harvardu, wynika to z autonomii tych instytucji, dzięki której podejmują decyzje znacznie szybciej niż inne władze, związane politycznymi interesami oraz głosami wyborców. A w strefie euro, gdzie wypracowanie konsensusu liderów zajmuje wyjątkowo dużo czasu, stanowczość i zdecydowanie EBC jest wyjątkowo cenne. Jak ujął to niedawno tygodnik „Economist", EBC wydaje się często jedynym, co dzieli strefę euro od przepaści. Trudno o lepszy dowód, niż reakcje inwestorów na słowa Draghiego. W dość powszechnej opinii analityków, uspokojenie na rynkach finansowych w drugiej połowie roku zawdzięczamy jego lipcowej deklaracji, że EBC zrobi wszystko, aby zachować euro.

Jakby w uznaniu dla władzy frankfurckiej instytucji, ministrowie finansów państw eurolandu przyznali jej nowe obowiązki. Od marca 2014 r. będzie bezpośrednio odpowiedzialna za nadzór nad największymi bankami strefy euro. Tym ważniejsze jest pytanie, kto pociąga za sznurki w EBC? Kim są ludzie, którzy nie są wybierani w bezpośrednich wyborach, choć ich decyzje mają większą wagę niż większości wybieralnych unijnych polityków?

Niemcy tracą wpływy

Jedna z teorii głosi, że jest to zbieranina przypadkowych ludzi, umieszczonych na wysokich stanowiskach w wyniku kompromisu unijnych liderów, pod wpływem doraźnych potrzeb, interesów, a nawet intelektualnych mód. Za potwierdzenie tej tezy może uchodzić spektakl, jakim było mianowanie do zarządu EBC Yvesa Merscha. To szcześcioosobowy organ realizujący politykę pieniężną w eurolandzie, w zgodzie z decyzjami Rady Prezesów. Ta ostatnia, będąca odpowiednikiem polskiej RPP, składa się z członków zarządu EBC oraz prezesów banków centralnych wszystkich państw unii walutowej.

Mersch, dotąd prezes Banku Luksemburga – a więc także członek Rady Prezesów EBC – zastąpił w zarządzie frankfurckiej instytucji Hiszpana José Manuela Gonzáleza-Páramo. Ośmioletnia kadencja tego ostatniego wygasła w maju. Poszukiwania jego następcy rozpoczęły się kilka miesięcy wcześniej, ale przeciągnęły się aż do końca listopada. Najpierw liderzy państw UE (Rada Europejska), w których gestii jest nominowanie członków zarządu EBC, nie mogli dojść do porozumienia co do tego, jakiej narodowości powinien być następca Gonzaleza-Paramo.

Madryt chciał oczywiście, aby zastąpił go rodak. Liczył na to, że niepisana reguła, w myśl której w kierowniczym organie EBC reprezentowane są wszystkie największe kraje eurolandu (Niemcy, Francja, Hiszpania i Włochy) nadal obowiązuje. Jej znaczenie dla Hiszpanii nietrudno zrozumieć, bo z powodu swoich problemów fiskalnych jest ona zdana na łaskę i niełaskę EBC. Jednocześnie kryzys fiskalny sprawił, że na kandydaturę Hiszpana niechętnie patrzyły kraje północy, ostoja finansowej stabilności. Od początku 2012 r. do maja w zarządzie EBC było bowiem trzech przedstawicieli południa, w tym prezes i wiceprezes, a dwa kolejne miejsca zajmowali Francuz Benoit Coeure i Belg Peter Praet, których również trudno uznać za jastrzębi. Północ, sprzeciwiającą się m.in. skupowi obligacji zadłużonych państw eurolandu przez EBC, reprezentował tylko Niemiec Joerg Asmussen. Na dodatek, w przeciwieństwie do swojego poprzednika Juergena Starka, który zrezygnował ze stanowiska w zarządzie pod koniec 2011 r., nie został głównym ekonomistą EBC. To stanowisko, które tradycyjnie należało do Niemców, przypadło w udziale Praetowi.

Roszczenia Madrytu do miejsca w zarządzie EBC, które miał zająć Antonio Sainz de Vicuna, podważały m.in. Słowenia i Luksemburg, które wysunęły swoich kandydatów. Francja opowiedziała się za Hiszpanem w zamian za wsparcie Madrytu dla forsowanej przez Paryż koncepcji podatku od transakcji finansowych. Niemcy woleli Merscha, jednego z najbardziej doświadczonych bankowców centralnych w Europie, mającego reputację jastrzębia – choć ostatnio Luksemburczyk stwierdził, że sprzeciw Bundesbanku wobec skupu obligacji przez EBC jest źródłem niepewności na rynkach. Słoweniec Mitja Gaspari nie miał większych szans, choć miał poparcie kilku małych państw eurolandu.

Gdy w końcu Rada Europejska uzgodniła, że Gonzaleza-Paramo zastąpi Mersch, jego nominacji sprzeciwił się Parlament Europejski, który przypomniał sobie o braku równowagi płciowej w EBC. Nie ma jej od połowy 2011 r., gdy Gertrudę Tumpel-Gugerell w zarządzie zastąpił Praet, choć wcześniej liderzy UE pamiętali o tym, aby kobietę zastąpić kobietą. Austriaczka w 2003 r. zajęła bowiem miejsce Finki Sirkki Haemaelaeinen. Tym razem zaś w negocjacjach nie padło nawet nazwisko żadnej kandydatki.

Komisja PE ds. ekonomicznych i monetarnych, z którą Rada Europejska musi konsultować wybór członków zarządu EBC, uznała, że kłóci się to ze zwalczaną przez UE dyskryminacją kobiet na rynku pracy, zwłaszcza na wysokich stanowiskach. Tym bardziej że kolejny wakat w kierownictwie frankfurckiej instytucji powinien pojawić się dopiero w maju 2018 r., a żadnej kobiety nie ma też wśród prezesów banków centralnych państw eurolandu. Liderzy UE wątpliwości europosłów zignorowali i od połowy grudnia Luksemburczyk zasiada w zarządzie EBC. – W najwyższej radzie EBC jest teraz członek pozbawiony demokratycznie potwierdzonego mandatu – skwitowała Sharon Bowles, przewodnicząca komisji PE ds. monetarnych i finansowych.

Tajemniczość sprzyja spekulacjom

Kto steruje polityką pieniężną eurolandu? Bankowe lobby, twierdzą zwolennicy teorii spiskowych. Ta opiera się na fakcie, że prezes EBC Mario Draghi był niegdyś wysokiej rangi pracownikiem Goldmana Sachsa. Na dodatek – podobnie jak jego poprzednik Jean-Claude Trichet – jest członkiem elitarnej Grupy Trzydziestu, skupiającej wybitnych ekonomistów i bankowców. – G30 ma wszystkie charakterystyki instytucji lobbującej na rzecz międzynarodowych banków i prezes EBC nie powinien być jej członkiem, bo rzuca to cień na jego niezależność – oceniła w połowie roku pozarządowa organizacja Corporate Europe Observatory (CEO), tropiąca działalność lobbingową w UE.

Jedyną naprawdę liczącą się europejską instytucją jest EBC. Inne instytucje liczą się znacznie mniej niż Berlin i Paryż (Jean Pisani-Ferry, dyrektor Instytutu Bruegla)

Jej wątpliwości wzbudziło to, że obrady G30 są tajne, a aż pięciu jej członków to byli lub obecni pracownicy Goldmana. Sprawą zainteresował się nawet europejski rzecznik praw obywatelskich. – Nie jestem jedynym szefem banku centralnego w G30 – tak zarzut o konflikt interesów zbył na grudniowej konferencji prasowej Draghi. W gremium tym faktycznie zasiadają także szefowie banków centralnych Anglii, Japonii, Kanady, Chin i Izraela. A także np. Paul Krugman, lewicujący ekonomista, którego trudno uznać za obrońcę interesów banków, oraz Leszek Balcerowicz. I, co może najważniejsze, Axel Weber.

Ten były prezes Budesbanku i członek Rady Prezesów EBC był murowanym kandydatem na stanowisko szefa frankfurckiej instytucji, ale w kwietniu 2011 r. nieoczekiwanie podał się do dymisji. Powodem był jego sprzeciw wobec niekonwencjonalnej polityki pieniężnej. Tej samej, która zdaniem zwolenników teorii, jakoby EBC był na pasku bankowego lobby, stanowi formę pomocy dla sektora finansowego. Webera zastąpił Jens Weidmann, przejmując w pełni jego rolę dysydenta w łonie Rady Prezesów.

Poza Draghim, doświadczenie w prywatnych bankach ma niewielu członków kierownictwa EBC, m.in. jego zastępca Vitor Constancio. Jaki jest ich wpływ na politykę frankfurckiej instytucji? Tego nie wiadomo, bo EBC nie publikuje sprawozdań (tzw. minites) z posiedzeń Rady Prezesów. Zostaną ujawnione dopiero po 30 latach. A to doskonała pożywka dla teorii spiskowych.

Gospodarka światowa
Jak giełdy mogą zareagować na wynik wyborów w USA?
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Gospodarka światowa
Na czyje zwycięstwo stawia rynek?
Gospodarka światowa
USA: inwestorzy zaczęli wątpić w swoją strategię wyborczą
Gospodarka światowa
Komu sprzyjają fortuna i sondaże na ostatniej prostej kampanii?
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Gospodarka światowa
Czy hazard wykreuje prezydenta USA? Bukmacherzy lepsi niż Instytut Gallupa
Gospodarka światowa
Warren Buffett pozbywa się akcji Apple. Miliarder gromadzi gotówkę