Inwestorzy zagraniczni mają trudności z zamykaniem długich pozycji na lirze tureckiej, gdyż banki z Turcji są pod presją rządu, by nie zapewniać im płynności – donosi agencja Bloomberg, powołując się na informatorów ze sfer bankierskich. Ekipa prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana przeciwdziała w ten sposób załamaniu waluty przed wyborami samorządowymi, które odbędą się w niedzielę.

Kurs liry doznał załamania w zeszłym roku, w związku m.in. z wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, które dały Erdoganowi władzę na kolejną kadencję. O ile na początku 2018 r. płacono około 3,8 liry za 1 USD, o tyle w sierpniu kurs dochodził do 7 lir. Bank Centralny Republiki Turcji podniósł potem główną stopę procentową do 24 proc., a rząd obiecał ostrożniejszą politykę fiskalną, więc lira odrobiła część strat. Przez ostatnie pół roku zyskała prawie 10 proc. wobec dolara. W zeszłym tygodniu analitycy JPMorgan Chase opublikowali jednak raport mówiący, że już czas sprzedawać lirę. W piątek kurs przekroczył 5,8 liry za 1 USD, czyli był najsłabszy od października. W niedzielę Erdogan zagroził, że bankierzy spekulujący lirą zostaną ukarani. Inwestorzy zagraniczni zaczęli odczuwać po tym trudności z dostępem do lir, a turecka waluta od początku tygodnia umocniła się o 6 proc. do dolara. W środę po południu za 1 USD płacono 5,46 liry. Stopa oprocentowania pożyczek overnight w lirach skakała w ostatnich dniach nawet do 700 proc., najwyższego poziomu od 2001 r. Część inwestorów nie jest więc w stanie wycofać się z długich pozycji na lirze zajętych w ostatnich miesiącach.

– Turcja odrobiła lekcję z ostatniego lata i teraz nie pozwoli na to, by sprawy wymknęły się spod kontroli – twierdzi Richard Segal, analityk z funduszu Manulife Asset Management. HK