Polska, jeśli ma aspiracje, żeby dogonić zamożniejsze kraje zachodniej Europy, musi dokonać dużych inwestycji. Trzeba budować huby komunikacyjne i logistyczne, czyli m.in. CPK. Trzeba myśleć o przywróceniu żeglugi na Odrze, wzmacnianiu portów kontenerowych. Do tego dochodzą inwestycje w energetyce: budowa elektrowni atomowej, rozwój naftoportów, gazociągów itd. Należy też dążyć do tego, żeby powstał w Polsce hub technologiczny, no i oczywiście inwestować w siły zbrojne. Te wszystkie inwestycje finansować powinien rząd, a obligacje emitowane na ten cel, skupowane przez banki komercyjne, powinien móc odkupować NBP – mówił w lutym w Parkiet TV prof. Ireneusz Dąbrowski, członek Rady Polityki Pieniężnej.
NBP już raz prowadził skup obligacji celowych. W ramach tzw. strukturalnych operacji otwartego rynku (SOOR) w latach 2020–2021 przeznaczył ponad 140 mld zł na obligacje emitowane przez PFR i BGK na sfinansowanie tarcz antykryzysowych. Czy dziś zaangażowanie NBP na rynku długu również byłoby uzasadnione? Zapytaliśmy o to uczestników panelu ekonomistów „Parkietu” i „Rzeczpospolitej”.
Inflacja to też podatek
Spośród 34 ekonomistów, którzy wzięli udział w tej sondzie, aż 71 proc. nie zgodziło się z tezą, że „dobrym sposobem na sfinansowanie ważnych inwestycji rozwojowych (...), byłaby emisja przez rząd obligacji celowych i umożliwienie NBP skupu tych obligacji na rynku wtórnym"”. Przy tym, ponad 30 proc. ankietowanych odrzuciło ten pomysł, a żaden nie wyraził dla niego zdecydowanej aprobaty.
– Takie działanie byłoby sprzeczne z mandatem banku centralnego i miałoby charakter proinflacyjny – ocenia prof. Michał Brzoza-Brzezina ze Szkoły Głównej Handlowej. Wpływ takiej polityki na inflację sprawiłby, że jej koszty spadłyby na posiadaczy obligacji, gotówki i depozytów. – Finansowanie długu publicznego kredytem w banku centralnym nie oznacza, że wydatki publiczne nie powodują wzrostu podatków – tłumaczy ekonomista.