Według nowych prognoz OECD polska gospodarka skurczy się w tym roku o 7,5, a nawet 9,5 proc., w zależności od tego, czy będzie druga fala epidemii koronawirusa. Te prognozy to zimny prysznic w kontekście coraz częstszych ocen ekonomistów, że przesadzili z pesymizmem. Scenariusz OECD jest prawdopodobny?
Jesteśmy cały czas na etapie ogromnej niepewności, nawet na temat stanu gospodarki w bieżącym kwartale mamy tylko szczątkowe dane. Wydaje mi się jednak, że scenariusz OECD jest skrajnie pesymistyczny. Może to wynikać z tego, że duże instytucje międzynarodowe są często w swoich prognozach spóźnione ze względu na długotrwały proces ich sporządzania. Być może prognozy OECD nie uwzględniają danych z okresu otwierania gospodarek.
A te dane skłaniają do optymizmu?
Raczej tak. Po pierwsze, otwieranie gospodarek nastąpiło nieco szybciej, niż można było oczekiwać w kwietniu. Po drugie, pierwsze reakcje konsumentów są obiecujące. Było sporo obaw dotyczących tego, na ile konsumenci pozostaną sparaliżowani pomimo zniesienia barier administracyjnych. Tego na świecie nie widać, a w przypadku Polski można mówić nawet o tym, że konsumenci zbyt szybko wrócili do normalności, jakby zapomnieli, że zagrożenie epidemiczne jeszcze nie minęło. Gospodarczą konsekwencją tego zjawiska jest jednak to, że odbicie jest dość dynamiczne. Nie można co prawda mówić o V-kształtnym ożywieniu, ale minimalizuje się scenariusz głębokiej depresji.