W przypadku Wall Street i S&P500 udało się otworzyć tydzień wyjściem nad psychologiczny poziom 6000 pkt., ale finalnie indeks nie utrzymał ważnego pułapu i stracił 2,08 procent, gdy Nasdaq Composite oddał 3,15 procent przy spadku DJIA o 1,24 procent. Lepiej poradziły sobie indeksy europejskie, gdzie przeciwwagą dla realizacji zysków w USA stały się wyniki spółek. W efekcie niemiecki DAX spadł o ledwie 0,02 procent, gdy francuski CAC oddał 0,94 procent. Na spadki na Wall Street można patrzeć przez pryzmat realizacji zysków z powyborczego rajdu lub zadyszkę byków w kontekście spotkania rynku z psychologicznym oporem, ale z perspektywy końca tygodnia widać, iż inwestorzy reagowali też nerwowo na dane makro, a zwłaszcza odczyty inflacji. W istocie, odczyty CPI – zdaniem graczy - postawiły pod znakiem zapytania obniżki ceny kredytu przez Fed w 2025 roku. Starczy powiedzieć, iż w końcówce tygodnia jako najbardziej prawdopodobny scenariusz wyceniano ledwie trzy obniżki ceny kredytu w USA do końca przyszłego roku, co przy oczekiwanej obniżce stóp procentowych w grudniu dałoby ledwie dwie redukcje stóp procentowych na przestrzeni kolejnych 12 miesięcy. Pochodną takiego układu sił był powrót pytań o konkurencyjność długu wobec akcji i przeceny spółek, które nie będą w stanie konkurować z obligacjami.
Na zatrzymanie powyborczego rajdu na rynkach amerykańskich warto też patrzeć przez pryzmat samych decyzji prezydenta-elekta, który konstruując swój nowy gabinet właśnie oddał przewagę w Izbie Reprezentantów proponując Kongresmenów na stanowiska w administracji. Przynajmniej dwie pozycje będą musiały zostać wypełnione nowymi wyborami w dwóch stanach, które nie odbędą się szybko, co finalnie może utrudnić przegłosowanie oczekiwanych zmian w podatkach dla firm. Rynek przestraszył się również propozycji personalnych, które mogą zwyczajnie nie zyskać poparcia w parlamencie i narazić agendę nowego rządu na utknięcie w sporach frakcyjnych. W efekcie, wyceniona w pierwszych reakcjach wygrana Partii Republikańskiej na trzech polach – Prezydent, Izba Reprezentantów i Senat – która miała dawać Donaldowi Trumpowi prostą ścieżkę do realizowania obietnic wyborczych, może okazać się tylko papierowa. W praktyce, z nadziei na poważne zmiany łatwe do wprowadzenia będą tylko wojna celna ze światem i zaostrzenie polityki imigracyjnej, które mogą cieszyć część wyborców, ale nie ucieszą firm wzrostami kosztów i brakiem dostępności siły roboczej. Powyższe dwa elementy będą też raczej stymulowały inflację niż pomagały ograniczać wzrost cen, których spadek miał właśnie złapać zadyszkę i straszyć droższym kredytem dłużej od oczekiwań. Sumując, zeszłotygodniowe spadki na Wall Street miały w sobie również element nieco bardziej realistycznego spojrzenia na wynik wyborów w USA.
Oceniając zeszłotygodniowe zachowanie Wall Street nie warto jednak mylić korekty z trwałymi impulsami spadkowymi. Naprawdę, zachowanie rynków było w pewnym sensie oczekiwanie. Tylko w przypadku S&P500 można mówić o czterech kwartałach wzrostów w serii i stale obserwowanej zwyżce w połowie bieżącego kwartału. Mimo ostatniego cofnięcia, indeks rośnie o 23 procent w perspektywie year-to-date, więc obserwowane spadki nawet nie zadrapały pozytywnego obrazu rynku. W naszej opinii za wcześniej ciągle też mówić, iż coś, co może być banalną realizacją zysków z powyborczego rajdu byków, stanie się bazą do zanegowania kalendarzowej anomalii w postaci wzrostowej końcówki roku. Paradoksalnie, korekta jawi się jako jeden z elementów, który sprzyja powrotowi byków na rynek dzięki zredukowaniu mocno rozciągniętych wycen. Całość sumuje się w układ, w którym spadki można traktować raczej jako okazję do zakupów pod wzrostową końcówkę roku i kontynuację hossy w kolejnych latach. W tym kontekście warto odnotować, iż pierwsze prognozy rynkowe dla indeksu S&P500 na całość drugiej prezydentury Donalda Trumpa mówią o potrzymaniu standardowych dla ostatnich lat kilkunastoprocentowych zwyżek w każdym roku i ulokowaniu indeksu w finale dekady na psychologicznym poziomie 10000 punktów. Jeśli poważnie potraktować taki cel, to każdy spadek w kolejnych czterech latach będzie okazją do zakupów pod zwyżkę kluczowej średniej o przeszło 60 procent w pięć lat.
Adam Stańczak
Analityk DM BOŚ