Warszawski parkiet wczoraj był skazany na zwyżki. Humory inwestorom w największym stopniu poprawiło piątkowe zachowanie Wall Street. Po zdecydowanym cofnięciu indeksów S&P500 i Nasdaq Composite dzień wcześniej z poziomu październikowych szczytów, piątkowa zwyżka stanowiła zachętę do kolejnego ataku na te szczyty, odsuwając jednocześnie wizję utworzenia średnioterminowej formacji podwójnego szczytu.
Wymowa tego wzrostu była tym bardziej pozytywna, że miał on miejsce pomimo fatalnego listopadowego odczytu indeksu Uniwersytetu Michigan (spadek z 70,6 pkt do 66 pkt, zamiast oczekiwanego wzrostu do 71 pkt).Wczoraj do kupna akcji na GPW zachęcały również wyniki kwartalne dużych spółek. Przede wszystkim banku PKO BP, który wprawdzie zarobił w III kwartale 2009 roku o 29 proc. mniej niż rok wcześniej, ale jednocześnie o 12 proc. więcej niż to prognozował rynek. Nie bez znaczenia dla przebiegu notowań na parkiecie był też wzrost cen miedzi, ropy i złota.
Najwyższe w tym roku zamknięcie indeksu dużych spółek, który w pierwszym tygodniu listopada wybronił się przed silniejszą korektą spadkową, w oczywisty sposób poprawia nastroje na rynku oraz sytuację techniczną na wykresie. Szczególnie że końcówka roku tradycyjnie sprzyja zwyżkom cen akcji. Rodzi się więc pytanie o charakter ewentualnych dalszych zwyżek. Czy będzie to dynamiczna fala wzrostowa, do której gremialnie przyłączą się również indeksy małych i średnich spółek? Czy też może w dalszym ciągu będziemy świadkami rysowania kanału wzrostowego o umiarkowanym nachyleniu z nakładającymi się na siebie dłuższymi ruchami do góry i dynamicznymi korektami?
To o tyle istotne pytanie, że w tym pierwszym przypadku kolejnego lokalnego szczytu WIG20 należy szukać w okolicach 2800-2900 pkt. W drugim natomiast zostanie on wyrysowany niewiele powyżej 2500 pkt.Analiza techniczna nie daje jednoznacznych wskazówek. Równie dobrze można znaleźć argumenty przemawiające za jednym, jak i za drugim scenariuszem (po nieudanej próbie sprowokowania silniejszej korekty na przełomie października i listopada brakuje jedynie argumentów przemawiających za silnym tąpnięciem w końcówce roku).
Pozostaje więc szukać odpowiedzi na Wall Street. A dokładnie w zachowaniu indeksu S&P500 w przeszłości. Historia pokazuje, że w podobnych przypadkach wybicie z kanału wzrostowego następowało w większości górą i prowadziło do przyspieszenia hossy, z jaką niewątpliwie mamy do czynienia od marca br.