J.N.: Ja jednak obstaję przy recesji. Ona się już „należała” inwestorom w 2021 r. czy w 2022 r. Miała jednak miejsce pandemia i lockdowny, podczas których zadrukowano pieniędzmi z banków centralnych realne problemy, ale było to tylko odroczenie wyroku. Recesja powinna być finałem 13-letniego okresu hossy i ekspansji gospodarczej w USA, czasem rozliczenia błędnych decyzji finansowych, przeinwestowania, niewłaściwej alokacji kapitału itp.
A taki okres zawsze wiązał się ze wzrostem bezrobocia. Jeśli unikniemy większej fali zwolnień i spadku zysków spółek, czyli prawdziwej recesji, nie ma sensu zastanawiać się nad tym, czy akcje będą spadały, bo nie będzie do tego paliwa. Cała bańka spekulacyjna już wyparowała. Podobnie jak napędzana niskimi rentownościami obligacji, bańka wycenowa. Mnożnik C/Z dla S&P 500 wrócił już do poziomu średniej z minionej dekady (około 18x). Na wielu rynkach (np. polskim) wyceny są sporo niższe. Ceny wielu surowców są niższe niż rok temu, inflacja w 2023 r. powinna być wyraźnie niższa niż w 2022 r., a stopy procentowe są prawdopodobnie blisko cyklicznych szczytów. Z tej perspektywy nie ma powodów do kontynuacji spadków na rynkach akcji, poza tym najważniejszym – że zyski spółek zaczęłyby spadać ze względu na prawdziwą recesję, która zmusi firmy do zwolnień. Trzeba przyznać, że póki co, poza sektorem technologicznym (plus trochę w deweloperce i bankach) tego trendu nie widać.
A.D.: Jarek wspomniał o czymś, co chciałbym rozwinąć, czyli że recesja jest potrzebna do unormowania pewnych wypaczeń, narosłych w ostatnich 13 latach. W mojej ocenie już do tego doszło, bo przez 13 lat mieliśmy okres bez inflacji, a teraz ona będzie z nami. Być może kolejna fala inflacji będzie zdecydowanie wyższa. Kompresja wskaźników największych spółek też się już dokonała. Są segmenty rynku, które zostały bardzo mocno przecenione. Nie musi być tak, że dopiero recesja doprowadzi do oczyszczenia się rynku z pewnych dziwactw. Doszło do tego w zasadzie bez recesji. Spółki value kończą 2022 r. na zero, a growth na minus 30 proc., a gdzieniegdzie nawet więcej. W mojej ocenie to dopiero początek tego rozjazdu. Listopadowy sezon wyników większość uznała za bardzo słaby. Firmy technologiczne traciły po 20 proc. Ale to były zarazem najdroższe spółki. Przedsiębiorstwa typu value, nawet jeśli zniżkowały po wynikach, to nieznacznie, bo nie miały już miejsca do dalszych przecen. Inwestorzy będą długo pamiętać, że inflacja przyszła, namieszała i na rynku obligacji i akcji czy surowców.
Jak zatem ułożyć portfel inwestycji na 2023 r.?
J.N.: Być może jestem zbyt przywiązany do analogii sprzed 20 lat, gdy wielka spekulacja na spółkach internetowych skończyła się recesją. Jednak trudno jest przejść nad tymi podobieństwami do porządku dziennego. Tym bardziej że inwersja krzywej rentowności, która praktycznie w 100 proc. przypadków zwiastowała recesję, prognozuje ją już na wszystkie sposoby, i to na całym świecie. A prawdziwa recesja powinna mieć konsekwencje dla rynku pracy i być widoczna w wynikach spółek. Natomiast, moim zdaniem, spadki na rynkach akcji w 2022 r. w ogóle jeszcze nie dyskontują takiego scenariusza. Indeksy DAX czy CAC40 są „jedynie” o 9–12 proc. poniżej swoich rekordów.
Czy to można nazwać bessą!? I to w przededniu recesji, która ma być najboleśniej odczuwana właśnie na Starym Kontynencie? Jeśli ma być recesja, to Siemens czy inne spółki uzależnione od koniunktury gospodarczej powinny padać na kolana, a to się nie dzieje. Przeciwnie, ostatnie trzy miesiące to najszybsze wzrosty wspomnianych indeksów od lat. Znalazły się nawet powyżej 200 sesyjnych średnich, co zazwyczaj w bessie się nie zdarza. Ta siła rynku akcji w Europie stoi w sprzeczności ze scenariuszem recesji. Sam do końca nie wiem, jak wybrnąć z tego paradoksu. Jeśli rynki akcji (w strefie euro, czy przemysłowy Dow Jones) mają rację, to recesji nie będzie. Być może będzie ona zadrukowana, tak jak to np. robią Niemcy z tzw. kryzysem energetycznym, wpompowując 200 mld euro i rekompensując firmom rosnące koszty. Być może inflacja wciąż będzie na tyle silna, że pozwoli przedsiębiorstwom na utrzymanie wysokiej dynamiki wzrostu przychodów, a nominalnych zysków na dotychczasowych poziomie. Wówczas stopy procentowe pozostaną wysokie, tak jak i rentowności obligacji, wciąż będąc ciężarem dla spółek technologicznych i wzrostowych. W takich warunkach pozostałe branże mogłyby radzić całkiem dobrze. Mimo wszystko mam duży opór przed stawianiem na akcje (rozumiane jako indeksy) w 2023 r., przynajmniej na razie. Jednak właściwa selekcja może się w tym wypadku okazać kluczem do sukcesu. Wydaje mi się, że pewniejszych (choć ograniczonych) zysków szukać można na rynku obligacji.
K.K.: Fed idzie w kierunku restrykcyjnej polityki poprzez dwa elementy – stopami procentowymi i taperingiem. Będą one prowadzić do umocnienia dolara oraz wzrostów rentowności obligacji w USA. Inwestorzy oczekują, że stopy procentowe nie będą już rosły albo wręcz zaczną spadać od połowy 2023 r., ale moim zdaniem to się nie ziści. Sądzę, że jeszcze raz zobaczymy wysokie – znacznie wyższe niż teraz – poziomy rentowności obligacji i w USA, i u nas. Inflacja bazowa, której poziom o 0,1 pkt proc. niższy tak wszystkich ucieszył, może nas niemile zaskoczyć na początku przyszłego roku. Dla akcji to będzie bardzo zmienny rok. Oczekuję trzech bądź czterech miesięcy wyraźnych spadków, a następnie odbicia pod scenariusz ominięcia recesji. Stopa bezrobocia będzie się nadal utrzymywać na niskim poziomie, więc inwestorzy uznają, że wielkich zagrożeń gospodarczych w USA nie ma. Dopiero później, gdy stopa bezrobocia wzrośnie, czyli być może jeszcze pod koniec 2023 r., znów wrócą obawy o spowolnienie, co przełoży się na spadki cen akcji. Będziemy szli bardzo wyczerpującym zygzakiem, choć o bardzo dużej amplitudzie zmian.
Czy warto dołożyć złoto do portfela?
A.D.: Przez dwa lata złoto przyniosło niecałe 10 proc. straty, co dla inwestorów liczących na zabezpieczenie przed inflacją może być rozczarowujące. Banki centralne kupują złoto, więc czas dla tego kruszcu jeszcze nadejdzie, a moja prognoza przebicia 3 tys. dolarów za uncję jest aktualna. Będąc przy surowcach, wspomnę jeszcze o ropie naftowej, która jest już poniżej poziomów sprzed wybuchu wojny, co jest sporym zaskoczeniem. Przypomnę, że USA wyprzedawały swoje rezerwy grubo powyżej 100 dolarów za baryłkę.
Jeśli chodzi o rynek akcji, to dalej uważam, że spółki nisko wycenione będą dużo lepiej zachowywać się od spółek wzrostowych. Te 25 pkt proc. przewagi value w 2022 r., jeśli chodzi o stopy zwrotu, to dopiero początek, a kolejne 25 pkt proc. przez kolejne lata sprawi, że inwestorzy zaczną się zastanawiać, po co w ogóle inwestować w te droższe firmy. Na koniec radziłbym bacznie patrzeć na rynek walutowy, który się mocno rozchwiał.
Czy polskie obligacje są dziś atrakcyjne?
R.Ch.: Nie wykluczałbym, że jeszcze jakieś dostosowanie polityki monetarnej możemy zobaczyć. Teraz jesteśmy w okresie, w którym inflacja się obniża, ale na początku 2023 r. może być znów podwyższona. Pewnie do momentu, w którym nie zobaczymy końca podwyżek stóp procentowych, a o tym przekonamy się dopiero po jakimś czasie, musimy liczyć się ze zmiennością na rynku obligacji. Niewiele rzeczy jest teraz pewnych. Istotne jest to, że po raz pierwszy od kilkunastu lat mamy wysokie nominalne stopy procentowe. Nisko wiszące owoce, czyli okazje inwestycyjne, to rynek obligacji krótkoterminowych, który przez lata nie oferował żadnych istotnie dodatnich stóp zwrotu. Teraz one są. Fundusze powinny dowieźć stopy zwrotu podobne do poziomów rentowności, które dziś mamy, a są one najwyższe od co najmniej 15 lat. Nie nastawiam się na dalszy wzrost cen surowców. Jeśli będziemy mieli recesję, to trudno sobie wyobrazić ich zwyżki. Trzeba pamiętać jednak o wszystkich ograniczeniach podażowych, zatem jest prawdopodobny trend boczny. To jest spójne z poglądem na inflację Adama, mojego przedmówcy.
Jeżeli w 2023 r. zobaczymy obniżenie się inflacji i po początkowej zmienności rynek obligacji wejdzie w systematyczny trend wzrostowy cen (spadek rentowności), to pomoże to spółkom o najwyższych mnożnikach, które zarazem w 2022 r. najbardziej cierpiały, czyli firmom wzrostowym i technologicznym. Moment dla rynku akcji nadejdzie, gdy będziemy mieli jasność co do perspektyw w realnej gospodarce. Widzę ryzyka w wynikach spółek. Gdyby się okazało, że zyski spadają, będzie to argument za korektą cen akcji. Ja postawiłbym na początek na fundusze obligacji krótkoterminowych, a w dalszej perspektywie czasowej na fundusze obligacji długoterminowych i fundusze akcji.