W ślad za giełdowymi indeksami toną wyniki funduszy akcji. Strategie dłużne zarabiają jak nigdy.
Miało być ożywienie
Nowy tydzień na rynkach finansowych rozpoczął się od tąpnięcia cen ropy naftowej po tym, jak fiaskiem zakończyły się rozmowy OPEC+, oraz przy potężnych zniżkach indeksów akcji na całym świecie. Mocno traciły również krajowe indeksy akcji, zarówno większych, jak i małych i średnich spółek. Spadek WIG20 po południu zbliżał się do 9 proc., mWIG40 nurkował o 6,6 proc., a sWIG80 o 7,3 proc. Od początku roku najsłabszy jest WIG20 i tam przecena sięga około 25 proc. Indeksy małych i średnich spółek straciły odpowiednio po około 14 i 9 proc. W całkiem innym kierunku podążają ceny obligacji skarbowych. Jeszcze w połowie roku, gdy pojawiły się zaskakujące wysokie odczyty inflacji, oprocentowanie 10-latek przekroczyło 2,25 proc. Wraz z rosnącym strachem przed skutkami koronawirusa od drugiej połowy lutego rentowność zaczęła ostro spadać. Na przełomie lutego i marca wskaźnik ten dotarł w okolice poziomów z sierpnia zeszłego roku. Dotąd były to najniższe wskazania w historii. W poniedziałek ceny znów wystrzeliły i dla papierów 10-letnich rentowność spadła nawet do zaledwie 1,357 proc. Takiego scenariusza oczywiście nie spodziewał się nikt. Akcje miały w tym roku raczej drożeć, natomiast po dwóch rewelacyjnych latach na rynku obligacji skarbowych miała czekać nas stabilizacja notowań. Inwestorzy wierzyli w ożywienie gospodarki, natomiast plany te zniweczył koronawirus.
Oczywiście poniedziałkowa przecena w wycenach funduszy inwestycyjnych będzie widoczna w pełni dopiero dwa dni później. Już teraz jednak jasne jest, że to klienci funduszy dłużnych mają w tym roku najwięcej powodów do zadowolenia.
Głównie w bezpiecznych
Co prawda nie ma jeszcze wyników sprzedaży funduszy za luty, jednak przez wiele ostatnich miesięcy właśnie do funduszy dłużnych kapitał płynął szerokim strumieniem. Z kolei TFI za te środki stopniowo dokupowały obligacje skarbowe. Pozbywali się ich z kolei inwestorzy zagraniczni. Z krajowych bardziej ryzykownych strategii klienci raczej wycofywali środki, więc można powiedzieć, że pozostali w nich już tylko najwytrwalsi. Pod koniec ubiegłego roku saldo sprzedaży zaczęło się nawet odwracać na korzyść funduszy akcji polskich, szczególnie małych i średnich spółek. Zachętą mogły być tu niezłe wyniki w tej kategorii funduszy. Po ostatnich spadkach trudno jednak się łudzić, że większość inwestorów znów nie będzie wypłacać resztek pieniędzy z funduszy polskich akcji. Przyznają to same TFI.
– Większość klientów krajowych funduszy, a szczególnie u nas, swoje środki ma ulokowane w produktach bezpiecznych, o niskiej zmienności. W ostatnich latach mało kto decydował się na bardziej ryzykowne strategie – zauważa Jarosław Skorulski, prezes BNP Paribas TFI. – Oczywiście w przypadku tak szczególnej sytuacji na rynkach, z jaką mamy do czynienia teraz, trudno jest zachować całkowity spokój i część klientów zapewne zdecyduje się na wycofanie pieniędzy. Na razie jednak nie widzimy wzmożonych umorzeń – dodaje. – Struktura portfeli naszych najbezpieczniejszych funduszy dłużnych wskazuje, że epidemia koronawirusa nie powinna trwale negatywnie odbić się na wycenach ich jednostek. Dlatego staramy się przekonywać klientów, żeby powstrzymywali się od decyzji nakręcanych emocjami, bo trudno teraz o alternatywę dla tego typu rozwiązań – podkreśla Skorulski. Przedstawiciele innych TFI są podobnego zdania – można spodziewać się umorzeń, ale raczej skromnych.