Propozycja Ministerstwa Skarbu Państwa zakłada, że po przeprowadzeniu oferty publicznej większościowymi udziałowcami Krajowej Spółki Cukrowej byliby plantatorzy i pracownicy spółki, do których już dziś należy 20 proc. jej udziałów. Docelowo mieliby mieć 50 proc. akcji plus jedną. Reszta trafiłaby do inwestorów, wśród których resort skarbu wymienia fundusze inwestycyjne i emerytalne.
– Plantatorzy i pracownicy posiadaliby władztwo korporacyjne i zdolność zarządzania firmą – zapewnia Tomasz Lenkiewicz, wiceminister Skarbu Państwa.
Akcje mogą mieć wzięcie
Zdaniem analityków chętnych na pozostałe akcje lidera polskiego rynku cukru raczej by nie zabrakło. – KSC?byłaby jedną z największych spółek spożywczych notowanych?na GPW. Duża skala działalności powinna się przełożyć na stabilne wyniki finansowe i dlatego inwestorzy mogliby być zainteresowani jej akcjami, nawet pomimo większościowego udziału plantatorów i pracowników – mówi Adam Kaptur, analityk z Domu Maklerskiego Millennium. – Na giełdach notowane są niemieckie i brytyjskie spółki o podobnym profilu działalności – dodaje.
Na razie spośród spółek notowanych na GPW produkcją cukru zajmuje się ukraińska Astarta.
W poprzednim procesie prywatyzacji, który został przerwany na początku kwietnia tego roku, do załogi i plantatorów miało trafić niemal 778 mln akcji spółki, stanowiących prawie 80 proc. udziałów w jej kapitale. Jedna kosztowała 1,6 zł, czyli cała firma byłaby warta około 1,6 mld zł. – Biorąc pod uwagę, że w roku obrotowym 2010/2011 spółka osiągnęła 283 mln zł zysku netto, taka wycena nie wydaje się wygórowana – uważa Kaptur.