Chętnych do sprzedaży akcji Wilbo w piątek było tak wielu, że przez pierwszych kilka godzin notowania nie mogły się otworzyć. Ostatecznie na drugim fixingu kurs spadł aż o 55 proc., do 0,09 zł. To świadczy o tym, że decyzja zarządu rybnej spółki zaskoczyła rynek. W czwartek wieczorem podała ona, że złożyła do Sądu Rejonowego w Gdańsku wniosek o ogłoszenie upadłości likwidacyjnej Wilbo.
– Od 2010 r. sytuacja spółki stopniowo się pogarszała. Nałożyło się na to nieudane przejęcie Prorybu. Trudno natomiast powiedzieć, dlaczego zarząd zdecydował się na wnioskowanie o upadłość likwidacyjną. Być może taka decyzja wynikała ze stanowiska głównych wierzycieli – zastanawia się Adam Kaptur, analityk Millennium DM. Dodaje, że w komunikacie zarząd Wilbo nie wykluczył zmiany wniosku i starania się o upadłość układową.
Fiasko fuzji z Seko
O tym, że Wilbo ma problemy, wiadomo było już od dłuższego czasu. Dzwonek alarmowy zabrzmiał na początku lipca, kiedy spółka podała, że bank BGŻ wypowiedział jej kredyty.
Wilbo zakończyło 2011 r. stratą przekraczającą 28,2 mln zł wobec 14,8 mln zł na minusie w 2010 r. Przychody obniżyły się do 147,7 mln zł ze 162 mln zł.
Ratunkiem dla Wilbo miała być fuzja z Seko. Ale okazała się niewypałem. W efekcie Dariusz Bobiński oraz Waldemar Wilandt, najwięksi akcjonariusze Wilbo, odstąpili od porozumienia, winą za zerwanie umowy obarczając Seko. Złożyli nawet wniosek do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez wiceprezesa Tomasza Kustrę (wywodzi się z Seko).