Mamy czas kryzysu, tempo wzrostu PKB spada. Czy to jest czas, kiedy kwestie środowiskowe mogą stać się jeszcze bardziej istotne?
Kiedy jak nie teraz. Doświadczamy różnych wyzwań z obszarów niefinansowych, które mogą zagrozić stabilności firmy. Pandemia jest właśnie jednym z takich zagrożeń z obszaru ryzyk niefinansowych, których nie byliśmy w stanie poważnie potraktować odpowiednio wcześniej. Kilka tygodni, czy nawet dni, robiło w tym przypadku różnicę. Można byłoby się choć trochę przygotować, gdyby w firmach istniały szczegółowe procedury systematycznej analizy ryzyk niefinansowych. Wielu menedżerów lepiej zrozumiało, że budowanie odporności organizacyjnej jest potrzebne, bo żyjemy w bardzo niestabilnym i szybko zmieniającym się otoczeniu. Wystarczy przypomnieć, że np. lato w północno-wschodniej Syberii było najcieplejsze w historii, co spowodowało początek topnienia zamarzniętego metanu w Arktyce. A to w niezbyt odległej perspektywie radykalnie zmieni warunki prowadzenia biznesu w wielu rejonach świata. Jeszcze kilka lat temu usłyszelibyśmy od menedżerów odpowiedź typu: „a co Arktyka ma do mojej firmy". Dziś mamy wiele czysto biznesowych analiz, dostarczanych przez duże firmy doradcze, które wyraźnie pokazują wpływ katastrofy klimatycznej na biznes. Covid-19 jest początkiem, a nie końcem problemów, bo przecież po pandemii zaczną się pojawiać inne wyzwania. Nie mówię tu o wyzwaniach na 2050 rok, bo dla wielu firm to nadal jest zbyt odległa perspektywa. Strategię do 2025 r. większość dużych firm jednak ma. Musi uwzględniać wyzwania z różnych obszarów.
Nie będzie odwrotu, jak pandemia minie?
Myślę, że nie będzie. Jedyne, co możemy wyrokować, to to, że nieprzewidywalne zdarzenia będą się ciągle pojawiać na horyzoncie, bo żyjemy w takich czasach. W warunkach uogólnionej niepewności rynkowej – jak to określał już dawno prof. A.K. Koźmiński – musimy odpowiedzialnie zarządzać. Wielu menedżerów, których firmy „stanęły pod ścianą" w warunkach pandemii, myśli, jak być lepiej przygotowanym do kolejnych istotnych zaburzeń. One będą, bo taki jest świat.
Porozmawiajmy o jeszcze jednym zjawisku związanym z nowym trendem wśród konsumentów, ale i ze zmianą klimatu. Firmy, które produkowały żywność typowo mięsną, interesują się tym, żeby przestawiać produkcję na produkty wegańskie. Z czego to wynika?
Z potrzeb rynku. Klienci przez wiele lat traktowali produkty wegańskie jako niepełnowartościowe, fanaberię młodych ludzi. Kiedy jednak te produkty zaczęły trafiać na normalne półki sklepowe, a nie tylko te wydzielone, to pojawiła się moda na różnorodność, potrzeba próbowania wszystkiego. W miarę rozwoju rynku oferta zaczęła się poszerzać, bo okazało się, że klientom to smakuje, właśnie jako coś nowego, nieznanego. Zaczęło się to na tyle rozwijać, że ta żywność przestała już być droższa od tradycyjnej, co nakręciło rynek jeszcze bardziej. To pokazuje siłę rynku. Wcześniej można było o tym dużo mówić, ale niewiele się działo. Sam jestem wegetarianinem od 40 lat i dobrze wiem, że to zawsze było wielkie wyzwanie. Teraz rynek na tyle dojrzał, że nie trzeba menedżerów przekonywać, że to rozwojowy obszar, który z pewnością będzie przynosił zysk.