Niejednokrotnie w ostatnich latach uczestnicy rynków finansowych narzekali na nieoczekiwane zdarzenia lub procesy trudne do oszacowania pod kątem związanego z nimi ryzyka inwestycyjnego, a wywierające bardzo poważny wpływ na życie wielu ludzi. Nassim Nicholas Taleb w swojej książce z 2007 r. pt. „Czarny łabędź" wprowadził taką właśnie koncepcję brzemiennego w skutki, a niespodziewanego rozwoju wypadków i nadał im nazwę identyczną z tytułem swojej książki. A tytuł ma oczywiście związek z bardzo rzadko występującym w stanie dzikim – poza Australią – łabędziem o ciemnym upierzeniu. Spotkanie z takim ptakiem można uznać za naprawdę dużą niespodziankę.
Warunkiem koniecznym – według Taleba – do wystąpienia „czarnego łabędzia" była, oprócz elementu niespodzianki i poważnych konsekwencji, wsteczna ocena takiego zjawiska jako przewidywalnego i logicznego następstwa innych wydarzeń i procesów. Takimi klasycznymi „czarnymi łabędziami" okazały się kryzys na rynkach finansowych w 2008 r., jak i Wiosna Ludów w krajach arabskich w 2010 i 2011 r. Z nieco mniej odległych czasów, choćby z ubiegłego roku, można wspomnieć o decyzji Brytyjczyków w sprawie brexitu oraz wyborze Donalda Trumpa na prezydenta USA. Wszystkie te wydarzenia zasługują na miano „czarnego łabędzia". Czy miały jakiś bardzo poważny wpływ na rynki finansowe? Prezydentura Trumpa – z pewnością tak. Już to odczuliśmy w wycenach wielu aktywów. Brexit? Zapewne również, o czym przekonali się chociażby polscy posiadacze brytyjskich funtów, ponieważ odczuli po referendum spory ubytek w portfelu.
Natomiast w 2017 r. na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że trudno wskazać coś, co mogłoby dla rynków finansowych być „czarnym łabędziem". Jednak głębsza analiza podpowiada istnienie takiego zjawiska. A jest nim niespotykana wcześniej i niespodziewana w swej skali niska zmienność cen wielu aktywów finansowych. Niektórzy wręcz nazywają ten stan brakiem zmienności. To raczej przesada. Tym niemniej nierzadko słyszy się o podejrzanie niskiej zmienności. Tak, jakby był to proces przez kogoś sterowany, albo stanowił ewenement w zachowaniu rynków finansowych.
Czy rzeczywiście ten proces spadku zmienności do tak niskich poziomów zasługuje na miano „czarnego łabędzia". Raczej tak. Przecież jeszcze dwa lata temu, czy nawet kilka miesięcy temu nie spotykało się analiz zapowiadających tak wyraźny jej spadek. Raczej niespokojne politycznie lata 2015 i 2016 sugerowały prędzej wzrost zmienności na rynkach niż jej tak wyraźne obniżenie. Dodatkowo początek zmian polityki pieniężnej w USA w kierunku normalizacji pozwalał oczekiwać mocniejszych wahań kwotowań najróżniejszych instrumentów.
Inny konieczny warunek do nominacji na „czarnego łabędzia" też wydaje się być spełniony. Coraz częściej można znaleźć w analizach obecnej sytuacji twierdzenie o nieuchronnym spadku zmienności w sytuacji dużej nadpodaży pieniądza – w stosunku do potrzeb gospodarki realnej. Zwiększenie sum bilansowych banków centralnych ułatwiło dostęp do tego pieniądza profesjonalnym uczestnikom obrotu. Jeśli jeszcze dodamy do tego szalenie niski w porównaniu z historycznymi poziomami koszt pożyczanego kapitału, to nie będzie dziwił niewysoki próg zysków satysfakcjonujących inwestora. W takiej sytuacji strategia inwestycyjna oparta na bardzo powolnym, ale rozłożonym w długim czasie przyroście kapitału, wydaje się optymalna. A to – poprzez swoiste sprzężenie zwrotne – powoduje dodatkowy spadek zmienności. I jeszcze większe korzyści ze stosowania powyższej strategii.