Temat restrykcji handlowych zapowiadanych i wprowadzanych jest jednym z najbardziej gorących w dyskusjach o najbliższej przyszłości globalnych rynków finansowych. Wizyty prezydenta Francji i kanclerz Niemiec w Waszyngtonie w końcu kwietnia miały również ścisły związek z retoryką Donalda Trumpa w odniesieniu do taryf celnych. Jednak to nie Europa wydaje się być głównym celem protekcjonistycznych zapędów amerykańskiego prezydenta. Tym adresatem jest Państwo Środka. Gigantyczny deficyt handlowy w wymianie USA z Chinami powoduje, że obecny gospodarz Białego Domu podejmuje ryzyko wywołania wojny handlowej z tym krajem. A co może sprawić jeszcze większe kłopoty – sprowokować działania protekcjonistyczne innych krajów.
Jednak ton komentarzom nadaje dosyć optymistyczne podejście do całego problemu. Według tego stanowiska wprawdzie retoryka obydwu stron jest dosyć ostra, ale to raczej próba zajęcia jak najkorzystniejszej pozycji przed twardymi negocjacjami, które „rozbroją" zagrożenie wojną handlową. Poza tym Chiny nie są w stanie równie dotkliwie uderzyć w amerykańskich producentów (poprzez taryfy celne), ponieważ sprowadzają z USA towary za około 1/4 wartości własnego eksportu do Stanów Zjednoczonych. W „licytowaniu się" na stawki celne stoją więc na z góry straconej pozycji – nie są w stanie swymi taryfami zniechęcić Amerykanów do realizacji planów Donalda Trumpa. W związku z tym optymistycznie nastawieni analitycy oczekują, że pragmatyczne władze Chin raczej ograniczą środki odwetowe, nie będą eskalować napięcia i postawią na przeczekanie obecnej administracji. Być może następny prezydent USA zmieni politykę handlową. A warto zauważyć, że w szeregach republikanów nie brakuje kongresmenów sceptycznych w stosunku do polityki handlowej obecnego prezydenta. Nie wspominając o demokratach.
Ale to tylko jeden z możliwych scenariuszy. Realne są również inne. Wpływ zaostrzenia stosunków gospodarczych między USA i Chinami może przyjąć formę mocniej wpływającą już bezpośrednio na wycenę różnych aktywów. Jako narzędzie nacisku na Waszyngton mogą być użyte regulacje prawne niezwiązane z taryfami celnymi. Firmy amerykańskie zainwestowały – w formie inwestycji bezpośrednich – w Państwie Środka ponad 250 mld USD w okresie od 1990 r. Wyniki finansowe wielu z nich okazują się dosyć istotnie zależne od działalności gospodarczej w tym kraju. Dla przykładu: ok. 20 proc. sprzedaży Apple ma miejsce w Chinach, analogicznie 15 proc. całkowitego dochodu Nike i 12 proc. dochodu Boeinga.
Nie potrzeba otwartej postawy protekcjonistycznej, aby ukarać USA za taryfy celne. Wprowadzenie bardziej restrykcyjnego prawa dotyczącego np. ochrony środowiska, zatrudniania cudzoziemców czy bezpieczeństwa i higieny pracy może istotnie utrudnić działanie amerykańskich firm w największej azjatyckiej gospodarce. Chińczycy potrafią bardzo skutecznie, a dyskretnie, utrudniać życie obcemu kapitałowi, jeśli tylko tego wymagają względy polityczne. Doskonale uwidoczniło się to w wypadku japońsko-koreańskiej spółki Lotte, która była właścicielem niemal 100 hipermarketów w Chinach. Firma ta przekazała jedną ze swoich nieruchomości w Korei Południowej na instalację systemu obrony rakietowej THAAD. Pekin mocno krytykuje montowanie dodatkowych instalacji wojskowych na Półwyspie Koreańskim, ponieważ uważa to za zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa. Po instalacji THAAD dziwnym trafem kontrole bezpieczeństwa (głównie pożarowego) w chińskich hipermarketach Lotte były aż tak restrykcyjne, że niemal 90 proc. z nich musiało zostać zamkniętych. A obecnie spółka finalizuje wycofanie się z biznesu w Chinach.
Innym szalenie mocnym instrumentem nacisku na Stany Zjednoczone może stać się chiński portfel zawierający obligacje skarbowe USA o wartości około 1,17 bln USD. Wprawdzie wydaje się mało prawdopodobne, aby Chińczycy zaczęli wyprzedawać te obligacje przed ich zapadalnością, ponieważ mogłoby to spowodować poważny spadek wartości całego chińskiego portfela obligacji skarbowych. Jednak trudno wykluczyć powstrzymanie się przed zakupem nowych amerykańskich obligacji po zapadnięciu terminów wykupu obecnie posiadanych papierów. Byłoby to zresztą zgodne z bieżącą polityką zarządzania rezerwami walutowymi Chin stawiającą na większą dywersyfikację. Bank centralny tego kraju zdecydowanie dominuje obecnie w gronie nabywców złota.