Nie powinno się dzielić skóry na niedźwiedziu, ale jakie są wasze ambicje czy cele, jeśli chodzi o poziom rocznych przychodów albo wartości portfela, który chcielibyście mieć na rynku kolejowym?
Jak najbardziej taką analizę robiliśmy, to było podstawą do tego, że w ogóle zdecydowaliśmy się na rozwodnienie w Mirbudzie. Byłoby dla mnie satysfakcjonujące, gdyby przynajmniej 20 proc. przychodów grupy pochodziło z branży kolejowej, czyli mówimy o skali 700 mln zł. Jeżeli popatrzymy na rynek kolejowy i grupę tych 120 podmiotów kolejowych, które są raportowane w różnych informacjach, to widzimy, że mierzymy wysoko, bo właściwie pierwsza dziesiątka obraca się na tym poziomie, zatem cele stawiamy sobie wysokie. Oczekiwania rynku są może większe, ale osiągnięcie poziomu 20 proc., 700 mln zł, jest tym, do czego dążymy. W scenariuszu przejęć podmiotów, które będziemy rozwijać, to kwestia około trzech lat.
Jakie jest miejsce Torpolu w tej układance? Macie ponad 5 proc. tej kontrolowanej przez CPK spółki...
Kiedy kupowaliśmy akcje, plany były inne, ale to inwestycja trafiona, patrząc, po ile kupowaliśmy i jaki dziś jest kurs. Nie ma żadnych rozmów z właścicielem czy zarządem Torpolu. Mamy jednak nadzieję, że może uda się w przyszłości nawiązać relacje biznesowe na zasadzie startowania w konsorcjum. Z mojego punktu widzenia moglibyśmy tak współpracować, nie wykluczamy zwiększenia naszego udziału w Torpolu, licząc, że może będziemy mieć miejsce w radzie nadzorczej. Chcielibyśmy współpracę zacieśniać, ale Torpol to duży podmiot i jeżeli ktoś myśli, że mamy jakieś ambitne plany znaczącego zwiększenia udziału, to nie jest to proste. Gdyby się jednak udało nam nawiązać jakąś współpracę partnerską, bardzo byśmy sobie tego życzyli.
Mirbud zbudował bardzo mocną pozycję na rynku budownictwa infrastruktury drogowej. Na koniec maja wartość portfela zamówień grupy wynosiła ponad 6 mld zł, z tego 4,7 mld zł przypadało na infrastrukturę, głównie drogi. W czerwcu i lipcu podpisaliście kontrakty drogowe o wartości 2 mld zł. Portfel więc puchnie, a co z jego bezpieczeństwem? Płace w budownictwie już rosną, choć na rynku jest przestój, a niebawem ruszą inwestycje infrastrukturalne, pociągając za sobą wzrost kosztów. Jak się czujecie, jeśli chodzi o portfel drogowy w kontekście tych wyzwań?
Jak ryba w wodzie. Odkąd ja pracuję w branży, to albo jest za mało zleceń i wszyscy się martwią, albo jest za dużo pracy i pojawia się obawa przed wzrostem kosztów. Nic się więc nie zmieniło, zresztą tak jest na całym rynku budowlanym, nie tylko w drogach.
Nasz portfel szyty jest na miarę potrzeb i tego, co w najbliższych dwóch latach się będzie działo – a dziać się będzie niewiele, bo wszystkie procesy inwestycyjne na rynku publicznym są na etapie albo weryfikacji, albo zmian – od dróg, przez kolej, po Centralny Port Komunikacyjny. Dobrze, że rządzący mówią, że CPK będzie realizowany, ale to odleglejsza przyszłość.
Lata 2024–2026 moim zdaniem będą okresem po prostu spowolnienia w branży budowlanej ze względu na to, że kończymy stare projekty, a nowe przetargi wejdą w fazę robót przeciętnie za dwa lata. Dopiero w 2027 r. może nastąpić ożywienie w branży – nie wiem, czy kumulacja to właściwe określenie.
Jeżeli pytanie odnosi się do tego, czy poradzimy sobie, czy przewidzieliśmy istotny wzrost cen, który może nastąpić w latach 2027–2028 – to tak, jakbym zapytał, po ile będzie wtedy euro. Nie ma pewnej odpowiedzi, to zawsze jest ryzyko biznesowe, ale do tej pory sobie z tym radziliśmy. Ponadto w umowach są pewne mechanizmy waloryzacji.