Warszawski parkiet podzielony
Miniony tydzień ujawnił dwa zdecydowanie odmienne oblicza warszawskiego parkietu w zależności od wielkości spółek. WIG20 radził sobie bardzo dobrze w porównaniu z fatalną sytuacją w światowym otoczeniu. Z kolei wskaźniki małych i średnich spółek zanotowały pokaźne spadki, co tłumaczone jest realizacją strat przed końcem roku ze względów podatkowych. Taka interpretacja zachowania tego segmentu rynku nie byłaby wcale nadmiernie pesymistyczna. Co prawda, z jednej strony, można złośliwie powiedzieć, że faktycznie jest co realizować. Spośród składowych mWIG40 od początku roku straty przyniosły walory aż 33 spółek, a w gronie najmniejszych firm na minusie były papiery 67 emitentów. W dodatku w wielu przypadkach straty były naprawdę niemałe, niejednokrotnie sięgające „dużych" kilkudziesięciu procent. Interpretacja zjawiska realizowania strat może też mieć jednak wydźwięk pozytywny, bowiem ma ono sens w przypadku inwestorów indywidualnych. A to oznaczałoby, że ten gatunek jeszcze na warszawskim parkiecie nie wyginął i choć jego udział w obrotach jest niewielki, to jednak, jak widać, jest on w stanie zaznaczać swoją obecność. Poza tym, jest duże prawdopodobieństwo, że sprzedawane w ostatnich dniach akcje małych i średnich spółek, będą wkrótce ponownie odkupowane, co sugerowałoby wzrost ich kursów, a więc szansę na klasyczny efekt stycznia w obu segmentach rynku.
Oby tak się stało, bo po 3-proc. przecenie sytuacja w przypadku mWIG40 uległa wyraźnemu pogorszeniu. Zagrożony został pozytywny sygnał w postaci przełamania spadkowej linii trendu, z jakim mieliśmy do czynienia w poprzednim tygodniu, a także chwieje się optymistyczna formacja podwójnego dna, która mogłaby dawać szansę na ruch w górę indeksu w kierunku 4200 punktów. Jeśli byki myślą poważnie o przyszłości, muszą się niezwłocznie wziąć do roboty, by nie wypuścić okazji z rąk. Dość korzystnie wygląda też w ostatnich tygodniach układ obrotów, które dynamicznie zwiększyły się w trakcie formowania drugiego dna wspomnianej formacji i nadal pozostają na przyzwoitym poziomie. Prawie 3-proc. zniżkę w ciągu pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zaliczył także sWIG80. Był to już drugi spadkowy tydzień z rzędu i największa przecena od września. Indeks maluchów z trudem obronił się przed zejściem poniżej 10 500 punktów, a i tak znajduje się najniżej od maja 2013 r., czyli od ponad pięciu lat.
Z bardzo ciekawą sytuacją mamy do czynienia w segmencie największych spółek. WIG20 w trakcie pierwszych czterech sesji minionego tygodnia zdołał utrzymać się symbolicznie nad kreską oraz obronić się przed spadkiem poniżej 2300 punktów. W relatywnie dobrej formie przetrwał czwartkową falę pesymizmu, która rozlała się na światowych giełdach po posiedzeniu Fed, tracąc jedynie 1,5 proc. To wyraźny sygnał siły rynku, niewątpliwie inspirowany postawą zagranicznego kapitału. Testem tej siły i jej trwałości może być prawdopodobne wzrostowe odreagowanie na głównych parkietach. Gdyby indeks naszych blue chips z niego skorzystał, mógłby łatwo znaleźć się w okolicach szczytu z końca sierpnia, czyli na poziomie zbliżonym do 2400 punktów. Warto przy tym zwrócić uwagę, że WIG20, licząc od początku roku, zdołał zredukować stratę do 6 proc., wyprzedzając S&P 500, choć stało się to w dużej mierze dzięki spadkowi amerykańskiego indeksu w ostatnich tygodniach. MSCI Emerging Markets zniżkuje od początku roku o 16 proc., a DAX o prawie 18 proc. Nie mamy więc powodów do wielkiego zmartwienia, pomijając tracący ponad 18 proc. mWIG40 i lądujący 28 proc. poniżej poziomu z początku roku sWIG80.
Siłę WIG20 można podziwiać tym bardziej, że indeks ten musi się zmagać z takimi przeciwnościami, jakim podlegają spółki Skarbu Państwa. Festiwal pomysłów na uniknięcie podwyżek cen prądu poprzez „absorbcję" wzrostu kosztów przez energetykę doprowadził w czwartek do ostrej przeceny akcji Tauronu i sięgających 4,5 proc. spadków notowań walorów PGE i Energi. Nie powinno to zresztą stanowić wielkiego zaskoczenia, mając w pamięci wcześniejsze deklaracje przedstawicieli rządu, mówiących że w przypadku tych spółek osiąganie zysków nie jest celem priorytetowym.
Ropa na równi pochyłej, złoto zyskuje
Wygląda na to, że wszystko sprzysięgło się przeciw ropie naftowej. Niedawne obawy związane z sankcjami nałożonymi przez USA na Iran okazały się jedynie chwilowym, choć bardzo silnym impulsem do wzrostu notowań. Nie ma już po nim śladu. Nie pomogła też decyzja OPEC i Rosji o ograniczeniu wydobycia. Ceny surowca idą w dół bez najmniejszego oporu. Wydobycie w Stanach Zjednoczonych rośnie, zapasy są coraz większe, koniunktura w światowej gospodarce pogarsza się, powodując spadek popytu, cięcia produkcji przez OPEC na razie nie działają. Tak pesymistycznych nastrojów nie było już dawno. Nic więc dziwnego, że rynek wygląda fatalnie. W miniony czwartek cena WTI spadła o ponad 4 proc., zbliżając się do 45 dolarów za baryłkę, czyli do poziomu najniższego od sierpnia ubiegłego roku. W trakcie pierwszych czterech dni minionego tygodnia notowania zniżkowały o niemal 10 proc. Czarna seria czarnego złota trwa już 11 tygodni, z jednym niewielkim przystankiem. W tym czasie WTI potaniała z 76,4 do 46 dolarów za baryłkę, a więc o 40 proc. Większe spadki notowano ostatnio jedynie w czasie globalnego kryzysu finansowego w latach 2008–2009 oraz 2014–2016 po decyzji Arabii Saudyjskiej o zalaniu świata tanią ropą. Być może obecna przecena przyczyni się do łagodniejszego przebiegu spodziewanej dekoniunktury w światowej gospodarce. Gorsze perspektywy zaczynają być widoczne na rynku miedzi. Kontrakty terminowe na ten metal traciły w minionym tygodniu ponad 2 proc., schodząc poniżej 270 centów za funt.
Na razie z zagrożenia związanego ze spowolnieniem i złagodzenia tonu przez Fed korzysta złoto. W mijającym tygodniu notowania kruszcu poszły w górę o prawie 2 proc., z impetem przebijając się powyżej 1250 dolarów za uncję i osiągając poziom najwyższy od końca czerwca. To jeszcze wciąż za mało, by mówić o przełomie, ale wzrostowa tendencja utrzymuje się od połowy sierpnia, przynosząc bykom prawie 7 proc. zysku.