Na początki maja pisaliśmy, że bankowcy rozmawiają z Ministerstwem Finansów o modyfikacji podatku bankowego i wymogów kapitałowych. Teraz okazuje się, że zmiany te są mało realne.
Ulgi fiskalnej nie będzie
Sektor argumentował swoje postulaty tym, aby w obliczu pandemii i niskich stóp procentowych zwiększyć opłacalność i skłonność banków do udzielania kredytów, co miałoby pomóc głównie firmom w dostępie do finansowania. Branża miała różne pomysły na modyfikacje podatku bankowego, którego podstawą naliczania są aktywa pomniejszone o kwotę wolną (4 mld zł) oraz fundusze własne i obligacje skarbowe. Jednym z nich było „zamrożenie" tej podstawy. Teraz bilans, używany do jej obliczenia, aktualizowany jest co miesiąc, co powoduje, że podatek bankowy obciąża także nowe kredyty. Drugi pomysł polegał na tym, aby kredyty udzielane po wybuchu pandemii z połowy marca nie były objęte (lub tylko niektóre z nich) podatkiem bankowym.
Danina ta została wprowadzona w 2016 r. i od razu apelowano o zmianę sposobu jej obliczania, bo stawka 0,44 proc. brutto uderza głównie w kredyty dla firm i stanowi sporą część ich oprocentowania. Bankowcy przyznają jednak, że przy wzroście ryzyka kredytowego z powodu niepewności gospodarczej jak teraz modyfikacja podatku, choć pomoże, to nie rozwiąże problemu ostrożniejszego podejścia banków do nowych kredytów.
– Podatek bankowy w obecnej strukturze jest wygodny dla fiskusa, łatwy do egzekucji, ale dość toporny i hamujący aktywność kredytową. Danina ta stanowi duże obciążenie aktywów banków i przyczynia się do spadku rentowności sektora, a średnie ROE banków w Polsce już przed pandemią było niższe od kosztu pozyskania kapitału – mówi Cezary Stypułkowski, prezes mBanku.