Wysoka temperatura pogłębiająca suszę oraz często występujące burze z nawalnymi deszczami i gradobiciem nie wpływają na decyzje ubezpieczeniowe rolników. W Polsce ochroną objętych jest około 30 proc. areału upraw. Dlaczego nie ma chętnych na ubezpieczenia plantacji pomimo rosnącego ryzyka strat?
PZU ubezpiecza około 1,5 mln ha upraw, co stanowi blisko 50 proc. rynku dotowanych ubezpieczeń rolnych.
– Przez cały rok oferujemy pakiet obejmujący ochronę ubezpieczeniową od pięciu ryzyk (deszcz nawalny, huragan, piorun, obsuniecie się ziemi, lawina); są to ubezpieczenia dotowane – budżet państwa dopłaca do 65 proc. składki – mówi Piotr Kozicki z biura prasowego PZU. Ubezpieczenie nie obejmuje jednak suszy, przymrozków czy gradobicia.
– Żeby ubezpieczyć się od suszy i jej skutków, trzeba wykupić całe pakiety ubezpieczeń, które w zasadzie są nikomu niepotrzebne. W pierwszej kolejności rolnik musi wykupić ubezpieczenie od ryzyka wystąpienia lawiny błotnej, osunięcia się ziemi, co praktycznie u nas nie występuje, by w ostateczności do ubezpieczenia włączono ryzyko suszy. Takie sztucznie tworzone pakiety są po prostu drogie i nie opłaca się ich kupować – mówi Michał Kołodziejczyk reprezentujący rolników z AgroUnii.
Według zarządu Allianzu Polska ubezpieczyciele nie chcą ubezpieczać suszy, bo to nieopłacalne. Ryzyko jej wystąpienia jest ogromne i występuje na tak dużą skalę, że towarzystwa nie udźwignęłyby kosztów wypłaty odszkodowań. Samo ubezpieczenie musiałoby być również drogie, bo im większe prawdopodobieństwo wystąpienia szkody, tym wyższa cena polisy, a to się kompletnie rolnikom nie opłaca – dodaje Allianz.