Sytuacja na wykresie wartości koszyka akcji spółek informatycznych nie odbiega zbytnio od tego, do czego zdążyli się przyzwyczaić inwestorzy obserwujący główne giełdowe indeksy. Podobnie jak na całym rynku, od wiosny 2011 roku mieliśmy najpierw do czynienia z trendem spadkowym, którego kulminacyjną falą była panika w pierwszej połowie sierpnia ub.r. Podobnie jak na wykresie WIG czy WIG20, także i w branży IT od tego czasu trwa trend boczny (konsolidacja). Trudno znaleźć spółki z sektora, których kursy zdecydowanie odbiegałyby na plus od tej ogólnej normy, niektóre zaś odbiegają nawet na minus – zamiast trendu bocznego panuje nadal tendencja zniżkowa, w trakcie której ustanawiane są nowe wielomiesięczne minima (w ostatnich tygodniach wydarzenia takie miały miejsce w przypadku akcji Arcusa, ATM, B3System, IVMX i Netmediów).
W ślady całego rynku
Te podobieństwa z całym rynkiem każą oczekiwać, że tendencja zwyżkowa w sektorze pojawi się dopiero wówczas, gdy pozwoli na to sytuacja na całej giełdzie. Do tego z kolei potrzebny będzie impuls z gospodarki, a konkretnie narastające przekonanie inwestorów o nadchodzącej poprawie koniunktury. Sektor informatyczny nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem, wiadomo zresztą, że popyt na usługi świadczone przez branżę jest podatny na stan całej gospodarki.
Niesprzyjające warunki w gospodarce
Na razie mamy jednak do czynienia z dekoniunkturą „importowaną" z zachodniej Europy. Wystarczy przypomnieć ostatni odczyt wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu, który był najniższy od ponad dwóch lat. Tymczasem ostatnia hossa rodziła się w warunkach, kiedy PMI odbijał się od dna (wyraźne odbicie notowań spółek IT w kwietniu 2009 roku było potwierdzone przez wzrost marcowego PMI do poziomu najwyższego od pięciu miesięcy).
W każdym razie próba określenia momentu, w którym z punktu widzenia fundamentów czy analizy technicznej będzie zasadne kupowanie akcji spółek IT, nie odbiega od analizy całego rynku. Wobec tego domeną analizy branżowej jest nie tyle oszacowanie kierunku oczekiwanego trendu, ile raczej tego, na ile w górę albo w dół siła tego trendu będzie odbiegała od całego rynku.
Jak to oszacować? Jedną z metod jest określenie ewentualnego niedowartościowania akcji. Tutaj z pomocą przychodzi wartość księgowa, której regularnie przyglądamy się w analizach branżowych. Jak widać na powyższym wykresie, od czasu sierpniowego krachu akcje wchodzące w skład naszego koszyka (każda spółka ma w nim taki sam udział) są notowane poniżej swojej wartości księgowej. Aby powrócić do wartości księgowej, wartość rynkowa koszyka musiałaby urosnąć o niespełna 20 proc. To jednocześnie szacunek przyszłej stopy zwrotu. Do wniosku takiego uprawnia choćby obserwacja wydarzeń u dna poprzedniej bessy, wiosną 2009 r. Wówczas w najbardziej dramatycznym (a zarazem obiecującym) momencie przepaść między wartością księgową i rynkową koszyka wynosiła ponad 25?proc. Jej „zasypywanie" w pierwszej połowie 2009 r. pozwoliło inwestorom na uzyskanie stopy zwrotu rzędu 30?proc. Potem kursy stopniowo jeszcze bardziej się podnosiły, aż w skrajnym momencie (kwiecień 2011 r.) zamiast dyskonta względem wartości księgowej zanotowaliśmy wyraźną nadwyżkę (ok. 30 proc.).