Przypowiastki z morałem

o lekkim zabarwieniu politycznym › zebrał i umoralnił Andrzej S. Nartowski

Publikacja: 01.04.2018 10:10

PRZESTRZEGACZ: Polityka to dziś śliska sprawa, dlatego przed lekturą należy wyłączyć smartfon i wyjąć z niego baterię!

VAT

Po pracy Rafał zaprosił zarząd do siebie na drinka. Postawił na stole butelkę szkockiej, VAT 69. Wszystkim natychmiast popsuły się humory. Zaczęli narzekać na podatki. Zwłaszcza na VAT. Stwierdzono, że wprawdzie w Polsce nie ma jeszcze stawki 69, ale jak tak dalej pójdzie, kto wie? Już nie obniżają podatków. Takie nasze pożycie po Zycie. Przy Zycie to było życie!

Daremnie Rafał tłumaczył, że trunek, którym częstuje współpracowników, nie ma nic wspólnego z podatkiem. Nazwa VAT 69 ma osobliwą historię. W 1882 roku mistrz kompozycji gatunków William Sanderson urządził wyjątkową degustację. Skomponował mianowicie setkę blendów (czyli mieszanek różnych gatunków whisky), ponumerował je i dał do kosztowania. Degustatorzy uznali, że najlepszą z mieszanek jest ta w naczyniu z numerem 69. Przeto „vat" to w tym przypadku nie podatek, tylko naczynie, zbiorniczek.

– Znamienne – dodał Rafał – że vat kojarzy wam się z podatkiem, a 69 ze stawką...

– Ponieważ menedżerowie, kobiety i mężczyźni, myślą głównie o jednym. O podatkach. O tym, że są one za wysokie – wyjaśniła Renata, dyrektor finansowy. – Mnie nawet mały łyczek trunku kojarzy się z podatkiem, bo po angielsku łyczek to „nip", jak numer identyfikacyjny podatnika.

– Wprowadźmy sztywny podatek liniowy. Może wtedy weźmiemy przykład i nasze skojarzenia będą zdrowsze – zasugerował Sebastian.

– A jeżeli chodzi o 69 – dodała Renata – to w krajach, które przyjęły już euro, ta pozycja została zdenominowana i obecnie wynosi 25,34.

MORAŁ: Im wyższe są stawki podatku, tym mniej menedżerowie mają ochoty na seks. Trzeba coś z tym zrobić, by nam klasa nie umarła.

CHARYZMA

Polityk urwał się ochronie i wybrał na spacer do Juraty. Tam nabrał ochoty na lody i kawę z bitą śmietaną. Nie miał pieniędzy, ale w kieszeni tkwiła przygotowana na wszelki wypadek książeczka oszczędnościowa, a na niej wkład z dawnych czasów. Przeto udał się na pocztę po wypłatę.

– Poproszę dowód – powiedziała panienka z okienka.

– Nie mam – wyznał polityk. – Ale pani mnie chyba rozpoznaje z telewizji?

– Niekoniecznie – wyznała panienka. – Może i pan to pan, a może nie. Telewizja kłamie. Skąd mam wiedzieć?

– Musi być jakiś sposób! – poradził polityk.

– No, nie wiem... Chociaż kiedyś przyszedł po wypłatę Krzysztof Krawczyk. Też nie miał dowodu, ale zaśpiewał „Parostatek" i kierowniczka kazała wypłacić. Może i pan potrafi mnie przekonać o swojej tożsamości?

– Ale jak? – niecierpliwił się polityk. – Przychodzą mi do głowy same głupawe pomysły...

– I po tym pana poznaję! W jakich nominałach wypłacić pieniądze?

MORAŁ: Jeżeli przychodzą ci do głowy same głupawe pomysły, lepiej bądź ostrożny w interesach. A jeżeli przy tym nie dostaje ci charyzmy, żeby zostać choćby przedsiębiorcą pogrzebowym, zajmij się polityką.

PRZEWAGA KONKURENCYJNA

Podobno jest gdzieś w świecie wyciągarka, która nawija brodę tej historyjki. Może i wiekowej, lecz nadal aktualnej.

Moskwa, czasy Chruszczowa. Albo współczesna Polska! W pokoju hotelowym zebrało się kilku kolegów w delegacji. Piją, zakąszają, ale przede wszystkim – narzekają. Na rząd, znaczy się.

Fiodor Trofimowicz kilkakrotnie zwracał kolegom uwagę, że powinni zachować ostrożność. Przecież ściany mają uszy... Gdy jego przestrogi nie pomogły, niepostrzeżenie wymknął się z pokoju. Obfitym kabanem przekupił dyżurującą na piętrze pracownicę hotelu. Za 20 minut, ani chwili wcześniej, ani chwili później, ma do jego pokoju podać sześć herbat. Toczka.

Także powrotu Fiodora Trofimowicza koledzy nie zauważyli. Narzekali coraz śmielej. Po chwili Fiodor ponownie ostrzegł ich przed podsłuchem. Ba, dodał nawet, że zaraz przekona obecnych, jak sprawnie ów podsłuch działa. Podszedł do kontaktu i wydał polecenie: – Pułkowniku, proszę o sześć herbat. Tylko, wiecie, rozumiecie, zaraz.

Jakoż po chwili wniesiono herbaty. Nastrój zgasł. Kolegom przeszła nawet ochota na spirytus. Dopili herbatę i się rozeszli.

Nazajutrz o szóstej rano Fiodor Trofimowicz daremnie czekał na nich w hallu. Wreszcie poprosił recepcjonistę, by zadzwonił do kolegów. Może zaspali?

– Nie sądzę – odparł recepcjonista. – Jeszcze godziny nie ma, jak ich zwinięto.

– Jak to: zwinięto? Za co? – dopytywał Fiodor Trofimowicz.

– Na rząd, sobaki, narzekali – wyjaśnił recepcjonista.

– Ależ ja byłem z nimi! – wykrzyknął Fiodor Trofimowicz.

– A i owszem. Ale, widzicie, pułkownikowi spodobał się wasz dowcip.

MORAŁ: Z władzą lepiej dobrze żyć. Da ci to w każdym ustroju przewagę konkurencyjną. I weź pod uwagę, że dzisiejsi pułkownicy mogą nie mieć poczucia humoru!

WIARYGODNOŚĆ

Umarł Polak, umarł. I poszedł do Nieba. Święty Piotr powitał go życzliwie i przekazał dyżurnemu aniołowi. Ten spisał imię, nazwisko i PESEL, a karteczkę z danymi wręczył przybocznemu cherubinkowi z poleceniem: – Podfruń no i spisz mi stan zegara, ale migiem.

Rozejrzał się Polak i ujrzał ze zdumieniem nieprzebraną ilość zegarów, a każdy z nich wskazywał inny czas. Zaś zegar najbardziej paradny, umieszczony na honorowym miejscu nad głową świętego Piotra, wskazywał dokładnie godzinę 12. Przybysz przez dłuższą chwilę wpatrywał się w tarczę. Żadna ze wskazówek ani drgnęła.

– Ten zegar nie chodzi – powiedział ni to do siebie, ni to do przelatującego obok serafina.

Święty Piotr dosłyszał uwagę. Wydawał się rozbawiony. Zwrócił się do przybysza z wyjaśnieniem: – To nie są zwyczajne zegary. Tutaj czas nie istnieje, co nie przeszkadza nikomu z wyjątkiem Einsteina, który musiał się przekwalifikować. To są zegary prawdy. Ilekroć w życiu człowiek skłamie, tylekroć wskazówka ruszy z miejsca. Na podstawie spisu z twojego zegara zaraz sporządzimy diagram twojej wiarygodności. A zegar, o który pytasz, należał do twojego rodaka. Do Zawiszy Czarnego z Garbowa, rycerza bez skazy. On nie skłamał ani razu w życiu. Na jego słowie polegało całe pokolenie mu współczesnych. A wasze pokolenie zdenominowało wiarygodność. Jak pieniądze, w stosunku 10 tysięcy do jednego. Pamiętam współczynnik, bo w tej sprawie zawracaliście głowę Duchowi Świętemu. A tu masz zegar Kościuszki. Wskazówki poruszyły się tylko dwa razy, co znaczy, wyobraź sobie, że w całym życiu wasz bohater skłamał ledwie dwakroć.

– Ciekaw jestem zegara prezesa mojej partii – wyznał przybysz.

Święty Piotr wybuchnął gromkich śmiechem. – Tego zegara nie ma tutaj. Jest w biurze u Szefa. Święta Eufrozyna, sekretarka, miele w nim kawę.

MORAŁ: Nie tylko na Sądzie Ostatecznym wzięta będzie pod lupę twoja wiarygodność. Tu, na Ziemi, też ma ona znaczenie. Szczególnie w interesach.

LOKALNA KULTURA

Amerykanin, Francuz i Rosjanin zadali swoim żonom to samo pytanie:

– Kochanie, dzisiaj, po tylu szczęśliwie spędzonych z tobą latach, nie ma to już znaczenia, ale powiedz, tak szczerze, czy ty mnie kiedyś zdradziłaś?

Odpowiada Janet: – Och, Harry, a pamiętasz, kiedyś jeździłam białym lincolnem continentalem? To ON mi go kupił...

Odpowiada Marie-Pierre – Och, Jean-Marie, a widzisz tę piękną kolię? To ON mi ją kupił...

Odpowiada Natasza – Ach, Sierioża, a pamiętasz, miałeś ty taką piękną czapkę uszankę, cieplutką, na futerku? To ON ci ją podiwanił...

MORAŁ: W każdym kraju poświęć należytą uwagę poznaniu miejscowej kultury, obyczajów, tradycji kupieckiej. To czynniki mające poważny wpływ na warunki prowadzenia działalności!

WARUNKI GOSPODAROWANIA

Ekskluzywność londyńskiego klubu dżentelmenów polega na tym, że czasem odrzuca się kandydaturę kogoś o znanym nazwisku, by odmową zyskać rozgłos; lecz tych o nazwiskach mniej znanych przyjmuje się masowo, bo wpisowe jest bardzo wysokie i pomaga utrzymywać klub na odpowiedniej stopie. Bywają przeto kluby liczące tysiące członków, a jednak consierge (pracownik odpowiedzialny za to, by nikt niepowołany nie dostał się do środka, na przykład Japończyk w szortach, na dodatek z kamerą filmową) rozpoznaje i pozdrawia po nazwisku wszystkich członków klubu. Co więcej: często rozpoznaje nawet tych, którzy choćby tylko raz przebywali w klubie jako goście. Tego poranka wita przybysza z kontynentu. Uprzejmie mówi „dzień dobry", sławi zalety pogody (a w rzeczy samej, leje od czterech dni) i zawiadamia, że lord Butterfield czeka na gościa w barze.

Przybysza cieszy myśl o szklaneczce wyśmienitej sherry. Lecz myśli: „Jakże to: w barze? Przecież w moim kraju do 13 nie wolno podać kropli alkoholu".

Takie to były czasy.

Wobec tego gość upewnia się:

– A to bar już otwarty?

– Tak, sir. Od 200 lat.

MORAŁ: Zamiast utyskiwać na nadmiar regulacji i ingerencję państwa w gospodarkę – sam oblicz, ile czasu jeszcze dzieli nas od normalności.

SUKCES

Opowieść to zamierzchła, z początków Kraju Rad. Przez plac Czerwony zmierza osobnik w jednym bucie. Milicjant zagaduje go przyjaźnie:

– Kakoje nieszczastie, grażdanin, wy potieralis' odin sapog*.

– Na oborot. Szczastie! Ja naszoł** – odpowiada obywatel.

MORAŁ: Kwintesencją biznesu jest sukces. Dlatego tak wielu menedżerów kontentuje się jego połową.

* Jakież nieszczęście, obywatelu, zgubiliście but.

** Na odwrót. Szczęście! Znalazłem.

Parkiet PLUS
Sytuacja dobra, zła czy średnia?
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy