Stabilne stopy procentowe to kotwica dla gospodarki

Z członkinią Rady Polityki Pieniężnej, profesor Górnośląskiej Wyższej Szkoły Handlowej, rozmawia Grzegorz Siemionczyk

Aktualizacja: 04.08.2018 11:36 Publikacja: 04.08.2018 11:20

Stabilne stopy procentowe to kotwica dla gospodarki

Foto: materiały prasowe

Prezes NBP Adam Glapiński ocenia, że w świetle nowych prognoz Departamentu Analiz Ekonomicznych NBP do końca 2020 r. nie będzie potrzeby podwyższania stóp procentowych w Polsce. Podziela pani tę opinię?

Deklaracje prezesa Glapińskiego odzwierciedlają poglądy większości członków RPP, również moje. W horyzoncie prognozy DAE NBP prawdopodobnie nie będzie potrzeby zmiany stóp procentowych.

Te prognozy sugerują, że w przyszłym roku inflacja będzie średnio powyżej celu NBP. To nie jest argument na rzecz podwyżki stóp?

Nie, bo podwyżka ceny pieniądza zwykle schładza koniunkturę, zanim stłumi inflację. Obecnie inflacja jest w Polsce generowana przez czynniki będące poza obszarem oddziaływania polityki pieniężnej. Jest przy tym wysoce prawdopodobne, że nawet do końca kadencji RPP (czyli do 2022 r. – red.) ta sytuacja się utrzyma.

Dlaczego? Spodziewa się pani spowolnienia wzrostu gospodarki?

Jeśli chodzi o wzrost PKB, spodziewam się lekkiej tendencji spadkowej, ale projekcja (prognozy DAE NBP – red.), która sugeruje, że wzrost gospodarczy będzie zmierzał w kierunku 3 proc. pod koniec 2020 r. wydaje mi się zbyt ostrożna. Moim zdaniem wzrost PKB wyniesie średniorocznie w tym okresie powyżej 4 proc. Byłoby dobrze utrzymać tempo wzrostu gospodarki na poziomie 5 proc. rocznie, jednak wolniejszy od optymalnego, ale systematyczny wzrost PKB też jest zadowalający.

Za prognozami ekonomistów NBP stoi założenie, że hamował będzie wzrost konsumpcji, bo program 500+ podtrzymuje już tylko jej poziom, ale jej nie zwiększa. Jednocześnie – pod wpływem przyspieszenia inflacji – zwolni realny wzrost dochodów z pracy. Pani tej diagnozy nie podziela?

Konsumpcja zależy nie tylko od twardych danych ekonomicznych, ale i reakcji konsumentów. Mój optymizm co do poziomu konsumpcji w Polsce wynika właśnie z obserwacji nastrojów społecznych, na które wpływ ma m.in. to, że niektóre media wyolbrzymiają sukcesy w dziedzinie gospodarki i finansów publicznych. Uważam też, że ujawnią się pozytywne skutki przywrócenia niższego wieku emerytalnego. Wielu specjalistów zaczęło pobierać emerytury, ale kontynuuje też pracę, dzięki czemu budżety tych gospodarstw domowych zwiększyły się, generując dodatkowy efektywny popyt. Analizując perspektywy gospodarki, nie można też zapominać o tym, że pod koniec trzeciego kwartału ub.r. obok konsumpcji włączył się motor inwestycyjny. Obecnie mamy wysoką aktywność inwestycyjną rządu i samorządów, a w rezultacie ruszyły również inwestycje indukowane (stymulowane przez fundusze unijne – red.) i autonomiczne w sektorze prywatnym, często finansowane kredytem. To jest dodatkowy argument na rzecz utrzymywania referencyjnych stóp procentowych NBP na obecnym poziomie.

Prof. Jerzy Hausner powiedział niedawno, że niska inflacja pomimo szybkiego wzrostu PKB rodzi pewne wątpliwości co do jakości tych danych. Bierze pani pod uwagę możliwość, że inflacja jest faktycznie wyższa, niż pokazują oficjalne dane GUS, tylko jest źle zmierzona?

Koincydencja szybkiego wzrostu i niskiej inflacji jest zagadką w świetle tych teorii ekonomicznych, które koncentrują się głównie na relacjach podaży i popytu. Są też i inne, bardziej kompleksowe teorie, które wyjaśniają, dlaczego w historii gospodarczej świata było wiele okresów szybkiego wzrostu gospodarczego realizowanego przy niskiej dynamice cen, a nawet spadkowej ich tendencji. Następująca obecnie cyfryzacja wszystkich dziedzin życia jest źródłem wzrostu wydajności pracy na miarę pierwszej rewolucji przemysłowej, z tą różnicą, że w czasach nam współczesnych maszyna zastępuje nie wysiłek fizyczny, lecz intelekt człowieka. Masowość tego procesu czyni niemal wszystkie wyroby coraz bardziej dostępnymi cenowo, co odzwierciedla statystyka.

To może wyjaśniać, dlaczego ogólnie na świecie inflacja jest dziś niższa, niż była dawniej w tym samym stadium cyklu koniunkturalnego, ale nie tłumaczy, dlaczego w Polsce ceny rosną wyraźnie wolniej niż w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Na ogół inflacja jest wyższa, jeśli rząd kupuje sobie poparcie rozdawnictwem pieniędzy i podwyżkami płac w sektorze publicznym albo realizuje nazbyt ambitne projekty rozwojowe. U nas, poza wsparciem dla rodzin z dziećmi, rozdawnictwa na dużą skalę ani marnotrawstwa zasobów jak dotąd nie było. Obserwowany od kilku kwartałów wzrost płac, przewyższający nieco tempo wzrostu wydajności pracy, jest głównie efektem równoważenia siły przetargowej pracowników i pracodawców, a także ograniczania skali wyzysku po ustanowieniu minimalnych stawek godzinowych.

Gdyby wzrost płac jeszcze przyspieszył i z tego powodu przyspieszyła inflacja, nie byłby to powód do zaostrzenia polityki pieniężnej?

Nie. W obecnym stanie rzeczy stabilność stóp procentowych jest swego rodzaju wyznacznikiem zrównoważonego rozwoju, pełniąc rolę kotwicy dla dynamicznie rosnącej realnej sfery naszej gospodarki.

Jeśli w najbliższych latach, w okresie bardzo dobrej koniunktury, RPP nie podwyższy stóp procentowych, jakie będzie miała możliwości reakcji na ewentualne spowolnienie gospodarcze w przyszłości?

Obniżki stóp procentowych przestały być skutecznym narzędziem pobudzania koniunktury. W sytuacji spowolnienia gospodarczego wzrosłoby ryzyko udzielania pożyczek, skłaniając banki do podnoszenia pozaodsetkowych kosztów kredytu. To z nadwyżką zniwelowałoby efekt obniżenia stóp procentowych na rynku międzybankowym. Dlatego nie wyobrażam sobie okoliczności, w których uzasadniona byłaby obniżka stóp procentowych NBP, które obecnie i tak są niewysokie.

To jak NBP będzie w przyszłości pobudzał gospodarkę, gdy zajdzie taka potrzeba?

Istnieją instrumenty wypróbowane już w USA i w strefie euro, ale doświadczenie uczy, że niekonwencjonalne metody powinny być stosowane niezwykle wstrzemięźliwie. Im bardziej przejrzysta, przewidywalna i wybiegająca w przyszłość jest nasza polityka pieniężna, tym lepiej dla zdrowia rynków finansowych i realnej gospodarki. Wprawdzie kapitał spekulacyjny może czuć się rozczarowany, ale tym się nie martwię.

Nie obawia się pani, że deklaracje, iż stopy procentowe pozostaną na stałym poziomie do końca 2020 r., zachęcą do brania pożyczek tych, których przy wyższych stopach nie byłoby na to stać? To w przyszłości, gdy stopy wzrosną, może być źródłem problemów.

Prawo nakazuje informowanie klienta detalicznego o rodzaju ryzyka, jakie niesie dany produkt finansowy. Banki w Polsce nie zawsze tak czynią w przypadku produktów inwestycyjnych, ale z reguły nie udzielają kredytów osobom pokroju „ninja" (tzn. bez stałych dochodów z pracy i aktywów – red.), starannie przestrzegając zaleceń organów nadzoru.

Część ekonomistów uważa, że paradoksalnie banki byłyby bardziej skłonne do udzielania kredytów, gdyby stopy procentowe były wyższe.

Akcja kredytowa w Polsce rozwija się w umiarkowanym tempie, bo zdolność kredytowa konsumentów jest dość niska. To m.in. efekt tego, że kredyt jest u nas drogi, ale to wynika nie tyle z poziomu stóp procentowych na rynku bankowym, ile z wciąż dość niskiego poziomu rozwoju sektora bankowego i ograniczonej konkurencji. W tym kontekście zniszczenie ustawą, która weszła w życie w październiku 2012 r., potencjału sektora SKOK-ów, który miał w Polsce silną pozycję w dziedzinie niedużych kredytów konsumenckich i odgrywał bardzo pożyteczną rolę gospodarczą i społeczną, było aktem karygodnym.

Inne banki centralne w Europie Środkowo-Wschodniej już podnoszą stopy procentowe albo się do tego szykują. Także Europejski Bank Centralny rozpoczął normalizację polityki pieniężnej. Zdaniem wielu analityków odmienne nastawienie RPP jest jedną z przyczyn słabości złotego...

Złoty jest walutą o płynnym kursie, więc jego notowania z natury rzeczy podlegają fluktuacjom, na które nie mamy wpływu. Przy typowych dziennych wahaniach kursowych rzędu +/- 0,5 proc. nic niepokojącego w tym nie widzę. Obserwowane ostatnio wahania są w znacznej mierze pochodną zmian kursu euro do dolara, choć nie można całkowicie lekceważyć skutków przeniesienia wewnętrznych polskich sporów politycznych na forum międzynarodowe. To obniża wiarygodność naszego kraju w oczach inwestorów. Relatywnie niskie stopy procentowe w Polsce mogą powodować odpływ kapitału spekulacyjnego. Choć może to martwić entuzjastów giełdy i amatorów FOREX-u, niskie stopy procentowe są korzystne dla firm inwestujących w realną gospodarkę, a przecież na tym właśnie nam zależy. Polityka pieniężna państwa nie może impulsywnie reagować na niemające fundamentalnych przyczyn fluktuacje kursu waluty, dopóki nie jesteśmy w ERM II. Na szczęście rząd deklaruje, że to nam teraz nie grozi.

Niechęć rządu do wprowadzenia w Polsce euro panią cieszy?

Średnia płaca w Polsce jest niewiele większa od minimalnej płacy w strefie euro, ale poziom życia mamy wyższy, niż wynikałoby to z prostego przeliczenia wynagrodzeń po kursie rynkowym. Własna waluta zwiększa siłę nabywczą naszych płac o ok. 40 proc., a więc dopóki średnia płaca w Polsce nie będzie kształtować się na poziomie co najmniej 70–80 proc. średniej w strefie euro, nie należy rezygnować z własnej waluty, aby nie obniżyć poziomu życia większości Polaków. Obok przesłanek socjalnych, występują także inne powody. Przyjmując euro nie wyeliminowalibyśmy ryzyka kursowego wobec USD, CHF i innych ważnych dla naszej gospodarki walut. Także inne oczekiwane korzyści mogłyby się okazać iluzoryczne, bo polityka emisyjna Europejskiego Banku Centralnego jest dostosowana do potrzeb dominujących gospodarek Unii Europejskiej, przede wszystkim Niemiec i Francji. Własna waluta w państwie średniej wielkości, które dysponuje niewielka siłą sprawczą w skali kontynentalnej i globalnej, stanowi nieodzowny element zachowania suwerenności ekonomicznej kraju i budowy dobrobytu jego obywateli.

Prof. dr hab. Grażyna Ancyparowicz od 2016 r. zasiada w Radzie Polityki Pieniężnej z nominacji Sejmu. Łączy tę funkcję z pracą akademicką. Od 2012 r. jest profesorem nadzwyczajnym w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach. W przeszłości pracowała m.in. w Centralnym Urzędzie Planowania, Głównym Urzędzie Statystycznym oraz w Warcie. Zasiada w Narodowej Radzie Rozwoju przy Prezydencie RP Andrzeju Dudzie.

Parkiet PLUS
Pierwsza fuzja na Catalyst nie tworzy zbyt wielu okazji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Parkiet PLUS
Wall Street – od euforii do technicznego wyprzedania
Parkiet PLUS
Polacy pozytywnie postrzegają stokenizowane płatności
Parkiet PLUS
Jan Strzelecki z PIE: Jesteśmy na początku "próby Trumpa"
Parkiet PLUS
Co z Ukrainą. Sobolewski z Pracodawcy RP: Samo zawieszenie broni nie wystarczy
Parkiet PLUS
Pokojowa bańka, czyli nadzieje i realia końca wojny o Ukrainę