W 2017 r. popyt na wina inwestycyjne wzrósł o 11 proc. (dla porównania w 2016 r. o 24 proc.). Najbardziej poszukiwane były trunki z regionów słynnych z produkcji win, takich jak Burgundia. Nick Martin, założyciel i dyrektor Wine Owners, firmy analizującej i wyceniającej winne portfele, twierdzi, że sprzedaż wina burgundzkiego wzrosła o 16,5 proc. z powodu nienasycenia globalnego zapotrzebowania na najlepsze trunki.
Zdaniem Andrew Gordona, dyrektora Private Cellar, firmy zarządzającej piwniczkami win na zamówienie kolekcjonerów, na wzrost popytu w dużym stopniu wpływają zamówienia od klientów z Azji. W połowie października w nowojorskim Sotheby's azjatycki inwestor zapłacił 558 tys. dolarów za jedną z 600 butelek Romanée-Conti z 1945 r. Kolejną butelkę wylicytował Amerykanin za 496 tys. dolarów. To więcej, niż kosztowały trzy prawdopodobnie najstarsze wina znajdujące się na rynku, wyprodukowane w 1774 r. przez winiarza Anatoile'a Vercela. Zapłacono za nie: 73,2 tys. euro, 76,25 tys. euro i 103,7 tys. euro.
Beczka lepsza od butelki
Indeks Burgundy 150 ostatnio rośnie najbardziej. W tym roku zyskał 25,6 proc. Ale warto też zwrócić uwagę na wzrost zainteresowania winami kalifornijskimi. Wartość wskaźnika California 50 zwiększyła się od stycznia o 17,3 proc.
Specjaliści uważają, że najbardziej opłacalna jest inwestycja w wino en primeur, ponieważ butelkowane jest o wiele droższe. Wino beczkowe leżakuje w piwnicach winiarzy w Bordeaux, a butelkowane – w brytyjskich magazynach. Nieodpowiednie magazynowanie może obniżyć cenę najlepszego rocznika o jedną trzecią.