W książce "Historia i Zmiana", która miała cztery wydania "podziemne" - i nie wiem właściwie, dlaczego nie wydałem jej obecnie oficjalnie - pokazałem taki schemacik, jak kapitalizm (miliony małych gospodarstw rodzinnych) przechodzi w kapitalizm skolektywizowany (setki tysięcy "spółek akcyjnych") potem w kapitalizm uspołeczniony (spółki uzyskują status "spółdzielni"), aż wreszcie pojawia się jeden, ale za to całkowicie uspołeczniony, pracodawca: państwo. Jakie są tego skutki gospodarcze? Zastój i demoralizacja.
Kapitalista ma jeden cel: ZYSK. Dzięki temu firma jest drapieżna i doskonale się rozwija. Wyrzuca z pracy ludzi niepotrzebnych i leniwych (dzięki czemu inni kapitaliści mają kogo zatrudnić - i to zatrudniają ludzi lepiej nauczonych, że jak będziesz leniwy lub niedbały, to wylądujesz na bruku...). Kapitalista zarabia pieniądze - i potem przeznacza je na panienki, na rodzinę, na budowę statku kosmicznego, na stypendia dla młodych zdolnych, na ratowanie środowiska; innymi słowy: na co chce. Rzecz prosta wydawane przez kapitalistę pieniądze "same" tworzą miejsca pracy - dzięki czemu w czasach, gdy w USA panował "dziki, drapieżny" kapitalizm nie tylko nie było bezrobocia, ale pracę znajdywały miliony przybyłe z Europy.
Powtórzmy to: firma kapitalistyczna musi być nastawiona na zysk. I tylko na zysk. Natomiast zarówno kapitalista, jak i jego pracownicy, mogą sobie po pracy wydawać pieniądze na co chcą. Ale nie wolno mieszać tych dwóch spraw. Podobnie katolicy mogą w razie potrzeby chwytać za broń - ale gdyby zaczęto powoływać "bataliony parafialne", byłoby to zaprzeczeniem idei Kościoła.
Dziś obserwujemy zanik kapitalizmu. Zamiast firm prywatnych, mamy rozmaite instytucje kolektywne - umownie: spółki akcyjne - którymi nie rządzą kapitaliści, tylko menedżerowie. Celem menedżera nie jest ZYSK - tylko maksymalizacja szansy, że zostanie nadal równie dobrze, lub jeszcze lepiej, płatnym menedżerem.
W tym celu menedżerowie - z pieniędzy firmy ("Dobry Antek z cudzej torby"...) - fundują to i owo, pomagają bezrobotnym, są mecenasami artystów - czyli zajmują się wydawaniem pieniędzy na swoje cele. Gdy szef wielkiego koncernu wręcza czek na 100 000 dolarów, to ON stoi w blasku jupiterów i na niego spada chwała - a tysiące akcjonariuszy mają mniej pieniędzy (które zapewne wydaliby bardziej sensownie niż nagrodzony artysta).