W ten sposób wytwarza się pewnego rodzaju "lojalność" między analitykami a wycenianymi firmami. Wiele osób, które odeszły z branży, opowiadało o pewnego rodzaju niepisanej umowie: "My cię wpuścimy do firmy, żebyś mógł przygotować porządną analizę, ale ty za to postarasz się nie pisać o nas źle".
Czy jest jakiś sposób, żeby wyeliminować tego typu patologie? Otóż w większości artykułów na ten temat przewija się opinia, że mało która firma doradcza ma taką siłę i renomę na rynku, żeby móc sobie pozwolić na otwartą wojnę ze spółkami. W grę wchodzą zbyt duże pieniądze.
Działalność na styku
Architektura rynku finansowego nie przewiduje rozdzielenia zadań związanych z obsługą spółek od dokonywania ich wycen. Powszechną praktyką jest, że w tej samej grupie kapitałowej funkcjonują firmy, które zajmują się obsługą finansową spółek giełdowych, oraz jednostki, których zadaniem jest przygotowywanie wycen.
Działy bankowości inwestycyjnej czerpią ogromne zyski z przygotowywania emisji akcji lub obligacji bądź przeprowadzania innego rodzaju dużych projektów dla spółek giełdowych. Jednostki bankowe zarabiają duże pieniądze na obsłudze i kredytowaniu działalności przedsiębiorstw. Dla potężnych korporacji bankowych zyski z opisanej działalności stanowią istotną część dochodów. Przygotowywanie i publikowanie wycen z pewnością nie stanowi rdzenia ich przychodów.
W sytuacji, gdy na rynku panuje duża konkurencja i jest kilku chętnych do przeprowadzenia nowej emisji akcji spółki giełdowej, z pewnością lepiej nie wychylać się z negatywnymi rekomendacjami. Środowisko finansowe ogranicza się do stosunkowo wąskiego grona specjalistów, którzy nierzadko znają się osobiście. Transfery z jednej drużyny do drugiej nie są rzadkością. Jeśli dana firma dokłada wszelkich starań, żeby jak najlepiej uplasować na rynku nową emisję akcji swojego klienta, to nie najlepszym scenariuszem jest pojawienie się negatywnej rekomendacji. Mówiąc wprost, "podłożenie świni" w postaci negatywnej rekomendacji spółki może mieć istotny wpływ na dalszą karierę danego analityka.
Trudny temat
Przedstawiony powyżej obraz nie napawa optymizmem. Opisywane mechanizmy są tajemnicą poliszynela - większość osób z branży o nich wie, ale ten temat nie cieszy się popularnością w rozmowach.
Pojawia się pytanie, czy opisane zjawiska są powszechne? Oczywiście, że nie.
Czytając artykuł o przestępczości w społeczeństwie, siłą rzeczy trafiamy na opisy brutalnych zachowań, ale to przecież nie znaczy, że każdy człowiek jest bandytą. Podobnie w świecie finansowym. Opisanie patologicznych mechanizmów, choć stwarza ponury obraz giełdowej rzeczywistości, mówi przecież tylko o małym wycinku realiów świata finansów. Niniejszy artykuł ma na celu przedstawienie patologicznych mechanizmów, a nie szkalowanie całego środowiska. Pozwolę sobie porównać środowisko finansowe do lekarzy. Wśród Polaków dość powszechna jest stereotypowa opinia o łapówkarstwie w służbie zdrowia. Mało kto chyba będzie się upierał, że wszystko w opiece medycznej w Polsce jest w porządku. Jednak medialność tematu w połączeniu z fatalną konstrukcją systemu opieki zdrowotnej powodują, że zjawisko jest sztucznie rozdmuchane. Temat jest ważny i należy go podejmować, ale nie w sposób, który powoduje, że połowa społeczeństwa odbiera lekarzy jako "ludzi-koperty".
Podobnie w przypadku nieprawidłowości w przygotowywaniu wycen. Temat jest trudny - patologia wydaje się ewidentna - ale aby rozwiązać problem, potrzebna jest spokojna i rzeczowa dyskusja. Chciałbym, żeby niniejszy artykuł został odebrany jako opis zjawiska, a nie nawoływanie do polowania na czarownice. Problem został solidnie opisany przez zachodnich badaczy rynku. Brak niestety źródeł i analiz dotyczących naszego rodzimego podwórka. Można jedynie snuć przypuszczenia, że skoro architektura rynku jest podobna, to i podobne nieprawidłowości mogą się u nas pojawiać.
Zdrowy rozsądek
i odpowiedni dystans
Eksperci ewidentnie mogą więcej zyskać, publikując rekomendacje jednego określonego typu. Ponadto nawet jeśli zapewnimy najlepsze chęci i najbardziej obiektywne podejście, to musimy pamiętać, że nierzadko same spółki starają się trochę podrasować dostarczane informacje. Dorzućmy do tego potężny szum informacyjny i przypadkowość, które w biznesie są standardem.Czy wobec tego nadal możemy ufać rekomendacjom? Tak. Przy opieraniu się na cudzych opiniach warto jednak pamiętać o mechanizmach, które mogą wypaczyć rzetelność prezentowanych ocen. Warto też zdać sobie sprawę, że inwestowanie wymaga naszego własnego wysiłku i myślenia. Na giełdzie nic nie zastąpi zdrowego rozsądku i chłodnej kalkulacji. Jeśli chcemy, żeby ktoś za nas myślał i decydował, to musimy przygotować się na to, że błędy tej osoby będą naszymi błędami.