Nie cieszmy się
za szybko
Ostatnie kilka lat przyniosło znaczne postępy w rozwoju neurofizjologii oraz technik obrazowania pracy mózgu. Dzięki temu coraz precyzyjniej potrafimy określić obszary pobudzane w nim w czasie otrzymywania nagrody. Oczywiście, kara też aktywizuje pewne konkretne rejony wśród naszOkazuje się, że samo oczekiwanie na nagrodę albo karę bardzo istotnie pobudza wspomniane powyżej części mózgu. Badania z początku tego dziesięciolecia sugerują, że jeśli oczekiwaliśmy nagrody, to sam fakt jej dostarczenia nie zwiększa istotnie aktywności obszarów w mózgu, odpowiadających za jej antycypowanie. Mówiąc bardziej przystępnym językiem - jeśli czujemy, że "coś" nam się należy, to fakt otrzymania "tego czegoś" nie sprawia nam już dużej przyjemności.
Inne ciekawe badanie przeprowadzili w 2001 roku Roland Suri i Wolfram Schultz. Naukowcy ci pokazali, że nieoczekiwany sygnał, mówiący, że wkrótce otrzymamy nagrodę, ma dla nas taką samą siłę, jak sam fakt otrzymania nieoczekiwanej nagrody. Ponownie na prostszy język przekładając - perspektywa niespodziewanej przyjemności dorównuje swoją siłą samej niespodziewanej przyjemności.
Trzecia uwaga dotyczy frustracji. Nieotrzymanie nagrody albo niepojawienie się pozytywnego wydarzenia, którego oczekiwaliśmy, powoduje fizjologiczne reakcje tożsame z wywoływanymi przez karę.
Co z tych badań wynika dla inwestorów?
Każdy gra na giełdzie po to, żeby zyskiwać. Musimy jednak uważać, żeby nasze oczekiwania odnośnie do przyszłych wygranych nie były zbyt żywe i barwne. Po pierwsze, odbierze nam to dużo przyjemności z samych wygranych. Po drugie, jeśli nasze decyzje okażą się mało trafne, to nawet jeśli finansowo nic nie stracimy, będziemy czuli się jakby nas ktoś ukarał. Chociaż finansowo wyjdziemy na zero, to emocjonalnie dostaniemy po łapach.
Badacze mózgu tłumaczą giełdowe przysłowia
Przy okazji badań nad neurofizjologią odczuwania zysków i strat pojawiła się ciekawa hipoteza dotycząca starej giełdowej prawdy "kupuj plotki, sprzedawaj fakty". Proponuję potraktować ją jako ciekawostkę, a nie naukowo dowiedzioną zależność.
Otóż, pojawienie się pozytywnej plotki aktywizuje w naszych mózgach regiony odpowiedzialne za antycypowanie nagrody. Pozytywna plotka wiąże się z oczekiwaniem czegoś dobrego. Jak już wiemy, samo oczekiwanie pozytywnych wydarzeń jest bardzo przyjemne dla naszych szarych komórek.
Skoro posiadanie spółki, o której się plotkuje, wiąże się z odczuwaniem nagrody, to coraz więcej osób skłania się do kupna jej akcji. Kurs rośnie.
W pewnym momencie nadchodzi chwila, gdy plotka staje się faktem. Zmaterializowanie się pozytywnych oczekiwań sprawia nam jeszcze odrobinę przyjemności, ale kończy też okres miłego oczekiwania. Atmosfera wokół spółki wraca do normy, a nam posiadanie jej akcji przestaje sprawiać przyjemność. Nie ma już powodów do kupna tych papierów. Kurs stabilizuje się lub spada.
Opisany proces jest odrobinę skomplikowany, ale jeśli na spokojnie go przeanalizować, to nie brak mu logiki. Niemniej jeszcze raz proponuję potraktować powyższy opis tylko i wyłącznie jako naukową zabawę.
Powyżej przytoczyłem kilka mniej lub bardziej psychologicznych spostrzeżeń, które nie zmieściły się we wcześniejszych artykułach, a które zasługują na uwagę. Niniejszy artykuł wieńczy cały cykl, więc chciałbym również dokonać skróconego podsumowania wcześniejszych rozważań.
Bądź uważny
i precyzyjny jak pilot
W kończącym się właśnie okrojonym kursie psychologii inwestowania zdecydowanie najwięcej miejsca zajęło opisywanie ludzkich przypadłości. Choć w normalnym życiu wady te niekoniecznie utrudniają nam funkcjonowanie, to na parkiecie jednak obniżają nasze szanse na sukces.
Uprzednio zajęliśmy się tendencyjnością w doborze informacji, nadmiernym optymizmem, iluzorycznym poczuciem kontroli, skrzywioną perspektywą zysków i strat, zachowaniami stadnymi oraz problemami z efektywnym przetwarzaniem informacji. Godząc się na pewnego rodzaju uproszczenie, można stwierdzić, że spośród sześciu opisanych dolegliwości, pięć należało "leczyć" rozumem i racjonalnym podejściem. Tylko jedna wada - problem z efektywnym przetwarzaniem informacji - wymagała od nas uruchomienia odrobiny intuicji. Użyta wcześniej analogia do helikoptera jest w pełni uzasadniona. Chcąc dobrze inwestować, musimy tak jak pilot ciągle kontrolować wiele mierników i zegarów. Różnica polega na tym, że pilot kontroluje maszynę, a inwestor powinien skupić się na sobie samym. Zadanie utrudnia nam ograniczona uwaga. Zazwyczaj nie jesteśmy w stanie w tym samym czasie przyglądać się wszystkim naszym mentalnym wskaźnikom. Musimy regularnie co jakiś czas patrzeć na to, co dzieje się na każdym zegarze, i odpowiednio reagować na zachodzące zmiany. Nie jest to proste.
Chciałbym też przestrzec przed uproszczonym podejściem do rozwiązywania opisanych problemów. W pięciu kwestiach na sześć należy posługiwać się twardą logiką. Nie znaczy to jednak, że wystarczy rzucić kostką do gry i gdy wypadną dwa albo więcej oczek, to podchodzimy racjonalnie, a jeśli wypadnie jedynka, to zdajemy się na intuicję. Każda z naszych inwestycyjnych dolegliwości została konkretnie opisana. Powinniśmy każdą z nich umieć w sobie zdiagnozować i nauczyć się reagować adekwatnie do problemu.
Smutna prawda jest taka, że większość inwestorów niesłusznie uważa, że opisywane wady "mnie nie dotyczą". Trudno. Ich strata.
Psychologia inwestowania
- eee... takie to niekonkretne
To fakt. Psychologia to nie matematyka.
Czasami mam ochotę na ciastko, a czasami jej nie mam. Psycholog powinien oba te przeciwstawne zachowania umieć wytłumaczyć. Powinna także powstać teoria, która z pewnym prawdopodobieństwem przewidzi moje cukiernicze priorytety. Jednak na razie funkcjonowanie człowieka pozostaje ciągle dużą tajemnicą. Stąd odnośnie do moich preferencji ciastkowych może powstać kilka równie dobrych, choć miejscami sprzecznych ze sobą teorii. Taka jest psychologia.
Proponuję jeszcze drugie porównanie. Dwa tysiące lat temu fizyka raczkowała i nie było mowy o empirycznym udowodnieniu istnienia atomu. Jednak te nieudowodnione atomy przecież istniały. Człowiek i jego psychika to ogromnie skomplikowana struktura, składająca się z jakichś elementów, których wciąż nie jesteśmy w stanie dojrzeć. Można przypuszczać, że upłyną jeszcze setki lat, zanim empirycznie zaczniemy odkrywać istnienie "psychologicznych atomów".
Na marginesie tylko dodam, że mam nadzieję, że zawsze pozostanie jakiś niezrozumiały kawałek naszego człowieczeństwa, który będzie odróżniał nas od maszyny.
Wracając do giełdy. Faktem jest, że psychologia giełdy nie dostarcza żadnych nowych strategii inwestycyjnych. Wszystkie propozycje przewijające się przez psychologiczne rozważania ekonomiści gdzieś już wcześniej rozpatrywali. Moim zdaniem, siłą psychologii inwestowania jest skupienie się na tym elemencie, który znajduje się między aparatem decyzyjnym a decyzją - na człowieku.
Tradycyjny model inwestowania do tej pory nie doceniał istoty tego jakże ważnego ludzkiego czynnika. Badacze z praktyką psychologiczną zwrócili jednak uwagę na nasze lęki, fantazje, uczucia oraz powszechne błędy w logicznym rozumowaniu. One mają przeogromny wpływ na zyskowność podejmowanych na giełdzie działań. To jest ten konkret dostarczony przez psychologów - wskazanie problemów i obszarów w naszej mentalności, na które inwestor powinien uważać.
Warto dodać, że zaangażowanie psychologii w problematykę rynków finansowych jest stosunkowo nowym zjawiskiem. Możemy śmiało liczyć na to, że z biegiem lat nasza wiedza będzie rosła.
Kończąc niniejszy cykl, chciałbym podziękować wszystkim Czytelnikom za zainteresowanie i cierpliwość. Życzę także umiejętności zachowania dystansu do giełdy. To bardzo pomaga w inwestowaniu.