Bankowe rozterki
Gdyby teraz przyszło mi zakładać konto w banku, to stan posiadanej wiedzy byłby olbrzymią przeszkodą. Nie zdecydowałbym się na żadną ofertę, mimo że kilka, przynajmniej na początku, wyglądało atrakcyjnie. Niestety, konto już mam.Przyszło mi je zakładać w czasach, gdy kryzys bankowy właśnie się kończył, a oferta detaliczna była na poziomie Gabonu czy Wybrzeża Kości Słoniowej (nie obrażając Afryki: w Zimbabwe, ze względu na ogólny analfabetyzm, przy użyciu karty płatniczej zamiast podpisu wymaga się odcisku kciuka). Kart płatniczych było niewiele, bankomatów jak na lekarstwo; liczył się głównie czek. W tej sytuacji podstawowym kryterium wyboru banku była sieć placówek. Oczywiście, wybrałem największą. Taka jest do dziś, choć zasady jej rozwoju owiane są tajemnicą. Mój bank nie ma np. placówek w wielu miejscowościach nadmorskich, np. we Władysławowie - najbliższa jest w Pucku, a bankomat - w Wejherowie.Ten rok określany jest jako rok detalicznej ofensywy (sam też tak pisałem). Rzeczywiście, oferta banków jest znacznie bogatsza niż kilka lat temu. Po głębszej analizie widać jednak, że coś jest w niej nie tak. Trudno się czasem oprzeć wrażeniu, że wszystko robione jest na pokaz. Wyraźnie bowiem za coraz nowocześniejszymi propozycjami nie nadąża infrastruktura. Nie zawsze jej braki są zawinione przez bank - jego winą jest nieuwzględnianie takiej sytuacji.Klienci największego polskiego emitenta kart płatniczych co i raz mają problem z dostępem do własnych pieniędzy: a to w godzinach szczytu płatniczego blokują się bankomaty, a to - głównie podczas weekendów - "siada" sieć. Jednocześnie bank chwali się, że jedno z jego urządzeń obsłużyło w ciągu miesiąca 15 tys. transakcji, podczas gdy norma światowa to 4-5 tys. Jednak ani śladu wniosku, że należy w tym miejscu postawić jeszcze co najmniej jeden bankomat.Nowoczesną obsługę klienta - zwłaszcza telefoniczną - proponuje kilka banków. Wśród nich są całkiem nowe na rynku. Szumne reklamy zachęcały do korzystania z oferty - sam byłem tego bliski. Teraz jednak na pewno poczekam. Jeden z tych banków ma tylko - na razie - jedną kartę, i to debetową; na kredytową trzeba poczekać do wiosny. Jego rywal proponował początkowo debetowe i kredytowe karty w momencie założenia konta (co trwało szybciej niż w poprzednim wymienionym banku). Teraz jednak zmienił zasady i najpierw wręcza kartę najprostszą. Zapewne zatem brak rozeznania spowodował jakieś zagrożenia.Wielki rywal obu banków szumnie zapowiadał swoją detaliczną ofertę. Jak na razie skończyło się na kartach i teleserwisie. Ten, podobnie jak w innych polskich bankach, działa jak chce. Jedni nie narzekają, ale jeden z moich znajomych, zapomniawszy o terminie jakiejś płatności, nie zrealizował jej przez całą noc, nie mogąc się do takiego teleserwisu dodzwonić - i to nie z winy Telekomunikacji Polskiej. Ta natomiast niewątpliwie ponosi przynajmniej część odpowiedzialności za fakt, iż autoryzacja polskiej karty w kraju trwa często kilka minut, za granicą zaś - kilka sekund.Przeanalizowawszy oferty jeszcze kilku innych banków (duży detalista np. akceptuje w Zakopanem w swoim bankomacie karty własne... ale tylko wydane przez placówki z okolicznych województw!) uznałem za stosowne pozostać jeszcze w swoim banku. Fakt, że mało reformowalny, ze względu na swą wielkość zdolny do oferowania bardzo niskich odsetek, ale jestem z nim związany. Głównie przez wysoki dopuszczalny debet: jestem tak blisko jego granicy, że chwilowo po prostu nie mogę odejść.
PRZEMYSŁAW SZUBAŃSKI