Raport Komisji Europejskiej, potwierdzający, że Słowacji udało się spełnić kryteria konwergencji, zdążył już przedostać się do mediów. Jeszcze bardziej optymistycznie niż to opracowanie brzmią szacunki rządu, który spodziewa się jedynie nieznacznego wpływu zmiany waluty na tempo wzrostu cen. Tymczasem kurs dożywającej swych chwil korony pobił wczoraj kolejny rekord (kosztowała 0,0311 euro).
Przynajmniej od chwili, gdy przed kilkoma tygodniami ogłoszono dane o marcowej inflacji, wiadomo, że dzisiejsza decyzja Komisji Europejskiej (działającej w porozumieniu z Europejskim Bankiem Centralnym) to właściwie formalność. Podobno w Brukseli znaleźli się przeciwnicy poszerzania eurolandu, jednak unijne władze nie mogły nie zaakceptować wniosku kraju, który w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zredukował wzrost cen i deficyt budżetowy wyraźnie poniżej wymaganych ograniczeń. Ostatecznie o tym, czy Słowacja stanie się szesnastym członkiem strefy euro, zadecydują ministrowie finansów zebrani na lipcowym szczycie Rady Unii Europejskiej.
Unijni urzędnicy stwierdzili, że walka rządu Roberta Fico z inflacją przyniosła rezultaty, które pozwalają spodziewać się utrzymania stabilności cen. Zaznaczyli przy tym, że mimo tego musi on mieć się "na baczności" wobec utrzymującej się presji inflacyjnej. Wezwali do "ambitniejszej polityki fiskalnej", która miałaby zrównoważyć utracenie przez Słowację narzędzi polityki monetarnej. Wraz z przyjęciem euro Narodowy Bank Słowacji utraci wszelkie możliwości na tym polu.
Inflacja będzie pod kontrolą?
Słowacja stanie się drugim - po Słowenii - krajem Europy Środkowej, należącym do eurolandu. 1 stycznia przystąpiły do niego Cypr i Malta. Żaden z pozostałych 11 członków Unii nieużywających wspólnej waluty nie wyznaczył terminu jej przyjęcia. Ostatnio premier Donald Tusk stwierdził, że chce, by Polska była gotowa na ten krok w 2011 r.