Przewidują one, że po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE zaplanowanym na 31 października 2019 r. do końca 2020 r. będzie trwał okres przejściowy, w trakcie którego kraj będzie w unii celnej z UE. 1 stycznia 2021 r. ma wyjść ze wszystkich unijnych instytucji. Irlandia Płn. będzie jednak aż do 2025 r. obszarem dostosowanym do unijnych regulacji dotyczących żywności i towarów przemysłowych. Będzie też obowiązywał swobodny przepływ osób między nią i UE. Nie będzie kontroli granicznych pomiędzy nią a Republiką Irlandii, a towary zmierzające do Irlandii Płn. będą podlegały kontrolom z dala od jej granicy, głównie na morzu. W 2025 r. parlament lokalny Irlandii Płn. we współpracy z rządem Irlandii zdecydują, czy kontynuować ten układ.
– Jeśli UE będzie się upierała przy wprowadzeniu kontroli celnych, będziemy musieli to zaakceptować. Myślimy, że te kontrole powinny być absolutnym minimum, nieintruzywne i nie będą wymagały nowej infrastruktury – stwierdził Johnson.
Plan Borisa Johnsona, nazywany: dwie granice na cztery lata, został już zaakceptowany przez Demokratyczną Partię Unionistyczną (DUP), czyli ugrupowanie z Irlandii Płn., które dotychczas odrzucało unijne propozycje dotyczące rozwiązania problemu Irlandii Płn. (propozycje zwane irlandzkim bezpiecznikiem). Chłodno został jednak oceniony zarówno przez władze, jak i opozycję w Republice Irlandii. Z przecieków wynika również, że nie wzbudził on entuzjazmu w Brukseli.
– Ludzie tutaj nie chcą granicy celnej pomiędzy Północą i Południem, a żaden brytyjski rząd nie powinien ustanawiać posterunków celnych wbrew woli ludzi z wyspy Irlandia – powiedział Leo Varadkar, irlandzki premier.
Rynek też nie uznał propozycji Johnsona za przełom. Funt w środę po południu słabł o 0,3 proc. wobec dolara. Za 1 funta płacono wówczas 1,225 USD.