Japoński premier Shinzo Abe ogłosił, że jego rząd wdroży pakiet stymulacyjny wart 13,2 bln jenów (121 mld USD lub 467 mld zł). Licząc łącznie z rządowymi kredytami, gwarancjami dla pożyczek i środkami, jakie mogą zostać pozyskane od inwestorów prywatnych, pakiet może sięgnąć nawet 25 bln jenów. To pierwszy fiskalny pakiet stymulacyjny w Japonii od 2016 r. Trzecia pod względem wielkości gospodarka świata chce się za jego pomocą zabezpieczyć przed globalnym spowolnieniem, a także wyhamowaniem tempa wzrostu gospodarczego, do którego mogłoby dojść po przyszłorocznej olimpiadzie w Tokio oraz zakończeniu wszystkich związanych z nią projektów infrastrukturalnych. Pakiet ma też złagodzić skutki podwyżki podatku od sprzedaży (z 8 proc. do 10 proc.), która weszła w życie 1 października.
Z zapowiedzi rządu japońskiego wynika, że większa część wydatków z pakietu stymulacyjnego zostanie przeznaczona na modernizację infrastruktury (a także jej odbudowę w regionach doświadczonych kataklizmami naturalnymi). Pakiet obejmuje też m.in. środki na zakupy nowych komputerów dla szkół i na szkolenia zawodowe dla osób młodych oraz seniorów, a także wsparcie dla eksporterów żywności (którzy mają skorzystać z umowy handlowej z USA). Wydatki w ramach pakietu będą realizowane po nowelizacji budżetu na ten rok fiskalny (kończący się 31 marca 2020 r.) i uchwaleniu budżetu na kolejny. Rząd spodziewa się, że pakiet stymulacyjny pozwoli przyspieszyć wzrost PKB o 1,4 pkt proc.
Ogłoszenie pakietu stymulacyjnego zostało przyjęte z umiarkowaną satysfakcją przez inwestorów giełdowych. Indeks Nikkei 225 wzrósł w czwartek o 0,7 proc. To, że rząd pracuje nad pakietem, nie było dla inwestorów zaskoczeniem, a przecieki w mediach mówiły o jego planowanej wielkości.
– Pakiet prawdopodobnie wzmocni spółki z branż związanych z rozwojem infrastruktury, ale jest mało prawdopodobne, że pomoże on fundamentalnie zreformować wolno rosnącą gospodarkę – twierdzi Yusuke Shimoda, ekonomista z Japan Research Institute.