Początkowo wydawało się, że tak rzeczywiście będzie, kiedy w poniedziałek nasza waluta ruszyła ostro w dół, ale w kolejnych dniach udało się odrobić straty. Większe osłabienie złotego w założeniu miało iść w parze z rozstrzygnięciem niepewnej sytuacji na giełdzie. Ostatecznie więc złoty nie spadł, a rynek akcji pozostał w rozkroku.
statnie dni przyniosły jednak kolejne sygnały wskazujące na coraz bardziej skrajne optymistyczne nastawienie inwestorów. Dane o napływie kapitału do USA wykazały, że w lipcu saldo kupna i sprzedaży akcji przez graczy spoza Stanów Zjednoczonych wyniosło 28,6 mld USD. Był to jeden z najlepszych w historii miesięcy pod tym względem. Wszystkie cztery lepsze przypadki miały miejsce w 2007 r. (maj, czerwiec, październik i grudzień).
Był to okres, kiedy decydowały się ostatecznie losy kilkuletniego trendu zwyżkowego, a duże zainteresowanie amerykańskimi akcjami koniec końców nie okazało się korzystne z punktu widzenia koniunktury giełdowej. Można przypuszczać, że również teraz podobne podejście jest uzasadnione. Inwestorzy nie szukają już okazji na rynkach, które najbardziej rosły, a na tych, które odstawały.
Takie działanie jest zrozumiałe w kontekście malejącej premii za ryzyko inwestycji na rynkach wschodzących. W kończącym się tygodniu zeszła do najniższego poziomu od ponad roku i wyraźnie poniżej średniej z okresu od początku 2008 r. Tym samym mamy kolejne potwierdzenie przekonania inwestorów, że kryzys ostatecznie się skończył.
Ciekawe wnioski przyniosła też ankieta Bloomberga, z której wynikało, że inwestorzy na świecie z jednej strony mają coraz większe przekonanie o wychodzeniu światowej gospodarki na prostą, a z drugiej - zwiększyły się obawy przed spadkiem cen akcji. Co przy tym ciekawe, prawie w całości zniknęła różnica w ocenach perspektyw rynków akcji i gospodarki.