Choć z rana w Europie ceny akcji rosły, to po otwarciu rynków nowojorskich spadły pod kreskę. Na symbolicznym minusie skończyły dzień Londyn, Frankfurt i Paryż.
Powszechnie spodziewano się, że Fed utrzyma stopy procentowe bez zmian. Jakakolwiek inna decyzja byłaby sensacją. Dla inwestorów ważne było jednak także to, co Fed powie w komunikacie na temat stanu amerykańskiej gospodarki i ewentualnego wycofywania się z programów wspierających banki. Inwestorzy oczywiście życzą sobie, by wyjątkowo łagodna polityka banku centralnego była prowadzona jak najdłużej, gdyż tradycyjnie sprzyja ona zwyżkom cen akcji.
Na giełdach zachodnioeuropejskich z rana zapowiadało się na kontynuację zwyżkowej tendencji. Słabsze od prognoz, ale jednak pozytywne, wskazujące na utrzymanie ożywienia w gospodarce, okazały się dane na temat koniunktury w przemyśle i usługach strefy euro (indeks PMI wyniósł 50,8 pkt, po raz drugi z rzędu przekraczając kluczową barierę 50 pkt). W Wielkiej Brytanii z kolei prognozy końca recesji w tym kwartale - po pięciu na minusie - przedstawiła Konfederacja Brytyjskiego Przemysłu. Tamtejszy PKB ma wzrosnąć o 0,3 proc., zamiast o tyle spaść.
Zwyżki zamieniły się jednak w spadki po otwarciu giełd w USA. Na początku tamtejsze indeksy znalazły się na plusie, ale potem bez wyraźniejszego powodu zeszły pod kreskę. Być może część inwestorów zwróciła uwagę na depeszę Bloomberga, że amerykańskie indeksy po wtorkowej sesji znalazły się wyżej niż niedawno prognozowali stratedzy rynkowi - pierwszy raz od 1999 r. - co może sugerować, że optymizm rynków może być jednak nieco nadmierny. Fed poinformował wczoraj, że dostrzega symptomy poprawy koniunktury, ale wywołał tym tylko chwilową zwyżkź indeksów.
Na rynku surowców szczególną uwagę zwracał spadek cen ropy naftowej o ponad 3 proc., do 68,9 USD za baryłkę. Staniała ona tak wyraźnie po publikacji nowych danych amerykańskiego Departamentu Energii, wskazujących na niespodziewany spadek popytu na ropę i paliwa w tamtejszej gospodarce.