Początek czwartkowych notowań nie zapowiadał późniejszego załamania. Inwestorzy zaczęli dzień w doskonałych nastrojach. Wierzyli, że dzisiejszy szczyt Unii Europejskiej w sprawie pomocy dla Grecji zakończy się szybkim i łatwym konsensusem. Wskazywało na to plotki i przecieki od najważniejszych polityków eurolandu.
Przed południem okazało się jednak, że ugoda wcale nie jest przesądzona. Co więcej, nie wszystkie ze scenariuszy, które podobno są brane pod uwagę przez decydentów, podobają się inwestorom (zwłaszcza te, które będą wymagały sięgnięcia do kieszeni przez banki komercyjne).
Niepewność jest tym większa, że nie wiadomo, który z wariantów zostanie ostatecznie wybrany. O tym, że jest to trudny orzech do zgryzienia może świadczyć fakt, że coraz głośniej mówi się o konieczności przedłużenia szczytu, żeby dać więcej czasu na wypracowanie wspólnego stanowiska.
Bezpośrednią przyczyną przedpołudniowej wyprzedaży były jednak rozczarowujące informacje dotyczące kondycji najważniejszych gospodarek Unii Europejskiej. Indeks PMI dla sektora przemysłowego w Niemczech wyniósł w lipcu 52,1 pkt. podczas gdy prognoza mówiła, że wyniesie 54 pkt. W przypadku tego samego wskaźnika dla sektora usług to zatrzymał się on na wysokości 52,9 pkt. wobec oczekiwań rzędu 56 pkt. W przypadku całej strefy euro PMI dla przemysłu spadł do 50,4 pkt. wobec prognoz rzędu 51,5 pkt. a dla usług do 51,4 pkt. wobec 53 pkt.
Dla graczy był to bardzo mocny sygnał, że europejska gospodarka zaczyna zwalniać co w konsekwencji musi przełożyć się na wyniki spółek giełdowych. Zaczęli pozbywać się akcji co sprawiło, że przejściowo najważniejsze parkiety kontynentu, a także giełda warszawska, traciły nawet po ok. 1 proc. w porównaniu ze środowym zamknięciem.