Domyślam się, że bez żalu zamykaliście w Forte miniony rok?
To był nie tylko dla Forte, ale też całej meblowej branży trudny okres. Turbulencje spowodowane uderzeniem pandemii i pogłębione przez gospodarcze skutki wojny za wschodnią granicą w istotny i, niestety, negatywny sposób wpłynęły na całą branżę meblarską, ale również inne sektory związane z wyposażeniem wnętrz. Sądzę, że dopiero IV kwartał 2024 r. może przynieść poprawę koniunktury w przemyśle meblarskim w całej Europie.
Tradycyjny jesienny, tzw. wysoki sezon sprzedaży mebli w 2023 r. nie wystąpił. Powrót naszych klientów z wakacji nie oznaczał ożywienia handlu, co oczywiście potwierdziło nasze pesymistyczne przewidywania. Żadną pociechą nie jest dla nas fakt, że kryzys doświadczył wszystkich meblarzy bez wyjątku, w globalnej skali. Po stratach spowodowanych uderzeniem pandemii, a potem kolejnymi jej falami, demolującymi gospodarkę, które na głowie postawiły biznesowe więzi, porwały łańcuchy dostaw i tylko utrwalały inflację, przyszła wojna w Ukrainie. Zwłaszcza w Polsce i w Europie wywołane przez nią zakłócenia polityczne i gospodarcze mają dziś długofalowe konsekwencje, także społeczne i psychologiczne – dla ludzi w niepewnych czasach zakup nowych mebli nie jest i jeszcze przez jakiś czas nie będzie najważniejszym wyborem.
Na ile szacowaliście spadki sprzedaży produktów Forte w 2023 r.?
W niektórych asortymentach nawet o ponad 20 proc. To oczywiste, że na sytuację wpływają rosnące ceny, podbijane przez inflację, szybujące koszty materiałów i energii. Ubolewam, że w tym roku klienci musieli znów zapłacić za stół czy szafę kilkanaście procent więcej niż przed kryzysem. Wiem, że nikogo to nie pocieszy, ale pustoszejące salony meblowe to w Europie powszechne zjawisko. W bogatszych od nas Niemczech spowolnienie uderzyło nawet mocniej: sytuacja na rynku spowodowała upadek znanych meblarskich firm, o czym czytamy w branżowej prasie. U nas na szczęście spektakularnych przetasowań i upadłości na rynku jak dotąd nie było wiele.