Mimo prawdziwej kumulacji przeciwności: spadku zamówień, inflacji, drożyzny na rynkach surowców i energii, producenci mebli w zeszłym roku wciąż imponowali zaradnością. Nie da się inaczej wytłumaczyć wstępnych szacunków, które wskazują, że rok najprawdopodobniej udało się zamknąć przychodami sektora sięgającymi 65 mld zł. Z pewnością na wyliczenia wpłynęły szybujące ceny wyrobów, czyli inflacja, ale rezultat oznacza utrzymanie poziomu sprzedaży z „przedwojennego” niezłego 2021 r.
O wielkości dochodów biznesu meblowego od dawna decyduje eksport, tu także spektakularnego załamania nie było, co pozwala przewidywać, iż meble znad Wisły wciąż plasują nas w czołówce liderów światowej produkcji domowych sprzętów.
Choć zabużański Wschód już od dawna przestał ważyć na eksporcie polskich mebli, to dziś i tak ogniskuje uwagę przedsiębiorców.
9 stycznia UE definitywnie zamknęła granice Wspólnoty dla rosyjskich mebli, problemem pozostaje import z Białorusi. Mińsk obowiązuje embargo na drewno i płyty meblowe, jednak sprzęty zawierające dotowane surowce i komponenty wciąż wpuszczane są na Zachód.
– To dla nas ogromny problem, a przy tym zagadkowa sprawa – dlaczego wprowadzanie unijnych restrykcji dla eksporterów mebli, których przecież dotuje proputinowski reżim Łukaszenki, tak bardzo się ślimaczy – dziwi się Maciej Formanowicz, założyciel i prezes giełdowej grupy „Forte”.