Sposób, w jaki Rosja zaatakowała Ukrainę w czwartek rano, zaskoczył analityków i inwestorów na rynku kapitałowym. Zamiast skoncentrowanego na ograniczonym terytorium konfliktu zbrojnego mamy uderzenia z różnych stron na sąsiedni kraj, a do walk doszło w jego stolicy – Kijowie. W obawie o efekt sankcji, którymi grozi Zachód, giełda zareagowała mocną przeceną.
Weryfikują polisy
Dość blisko Kijowa, w Czernihowie, jeden z zakładów produkcyjnych ma Plast-Box, producent opakowań z tworzyw sztucznych, głównie wiader i skrzynek. – Zawiesiliśmy produkcję. Zakład mógłby działać, ale osoby, które w nim pracują, muszą zadbać o siebie i rodziny. My staramy się zabezpieczyć majątek spółki. Sprawdzamy m.in., czy polisa ubezpieczeniowa, którą mieliśmy, może mieć zastosowanie teraz. Jeśli chodzi o walki, to nie toczą się w bezpośrednim sąsiedztwie zakładu. Było słychać wybuchy, ale w oddali. Wojska mijają obszar, na którym jesteśmy. Kierują się na Kijów – opisywał nam Grzegorz Pawlak, prezes Plast-Boxu. Spółka właśnie opuszcza giełdę. 100 proc. akcji ma porozumienie akcjonariuszy, w tym prezes.
Najwyraźniej ryzyko biznesowe leżące w wojnie rosyjsko-ukraińskiej widać po wycenach firm notowanych. W czwartek w Warszawie na zielono świeciły kursy zaledwie kilkunastu spółek z rynku głównego i kilka z NewConnect.
Czytaj więcej
Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała falę paniki na GPW. Inwestorzy w popłochu sprzedawali praktycznie wszystko, jak leci. Analitycy próbują szukać dna rynkowego, jednak zgodnie podkreślają, że prognozowanie w obecnych warunkach jest wyjątkowo trudne.