Od dawna szukałem firm z ciekawymi produktami, których zarządy nie boją się śmiało myśleć o przyszłości. Na rynku, wbrew pozorom, działa ich całkiem sporo. Mają po kilka, kilkanaście milionów złotych przychodów rocznie. Nie mogą się jednak przebić wyżej z uwagi na brak kapitału. Potencjalni klienci, którzy zgodnie z trendami panującymi na rynku chcą przerzucać część ryzyka na wykonawcę, zmuszeni są współpracować z dużymi firmami IT, mimo że ich oferty zazwyczaj są droższe. Mniejsze podmioty, bez odpowiedniego zaplecza finansowego, przegrywają już na starcie.
Czy zamierza pan być w InfoScope tylko biernym inwestorem finansowym?
To, że zasiadam w radzie nadzorczej, a nie w zarządzie nie oznacza, że nie zamierzam się aktywnie włączyć w to, co się w firmie dzieje. Chciałbym wykorzystać swoje wieloletnie doświadczenie w branży IT. Zamierzam być trochę mentorem i doradcą dla kolegów z zarządu. Planuję również, co zresztą już czynię, aktywnie się zaangażować w procesy sprzedażowe i pozyskiwanie klientów. Wieloletnia obecność w biznesie powoduje, że znam wiele osób i umiem się poruszać po rynku. Często jest mi łatwiej inicjować, a następnie prowadzić rozmowy handlowe niż kolegom, którzy dopiero zdobywają kontakty, zwłaszcza w dużych firmach.
Jak, pana zdaniem, wygląda przyszłość branży IT w Polsce?
Rynek, co pokazują ostatnie lata, mocno się polaryzuje. Karty na nim rozdaje kilka dużych spółek, które dobrze żyją z obsługi największych korporacji i sektora publicznego. Potem mamy lukę. Dopiero niżej trafiamy na firmy, które, jak już wspomniałem, nie mogą się rozwijać z uwagi na brak kapitału. Uważam, że to dobry moment na konsolidację takich podmiotów, które łącząc siły, mogą znacznie wzmocnić swój potencjał. Taką strategię będzie realizował właśnie m.in. InfoScope, który już prowadzi bardzo zaawansowane rozmowy na temat przejęć. Na rynku jest jeszcze sporo miejsca dla firm o rocznych przychodach 100–200 mln zł.
Polskie firmy IT mogą nadal rosnąć, bo zagraniczna konkurencja jest słaba...