Przybywa publicznych wezwań na akcje spółek notowanych na warszawskiej giełdzie. Można mówić już o trendzie?
Tomasz Regulski: Rzeczywiście obserwujemy coraz więcej wezwań w ostatnich latach. Rokiem przełomowym był rok 2016, kiedy to po raz pierwszy liczba debiutów na giełdzie zrównała się z liczbą tzw. delistingów (wówczas 19). W kolejnym roku delistingów było już więcej niż debiutów. W tym roku ta różnica jeszcze bardziej się pogłębi. Od początku roku mieliśmy 22 delistingi i tylko siedem debiutów, z czego pięć było związane z przejściem z NewConnect.
Kto i po co ogłasza publiczne wyzwania na akcje? Czy wezwania są głównie po to, żeby wycofać spółkę z GPW?
Różnie. Nie ma wyraźnego trendu. Intencje wzywających są różne. Nie bez znaczenia pozostaje obecna sytuacja na rynku jak i makroekonomiczna. W przypadku braku konieczności pozostania na giełdzie skłania to inwestorów do delistingu, bo spółki są wyceniane – z ich punktu widzenia – atrakcyjnie.