Jak pan ocenia rządowy plan reformy krajowej energetyki?
Wydzielenie elektrowni węglowych do osobnej spółki to jedyna szansa na pozbycie się tych aktywów przez spółki energetyczne, szczególnie te należące do Skarbu Państwa. Ale to niejedyna rzecz, którą należy zrobić. Pozbycie się tych aktywów nada pewnej wiarygodności spółkom, które będą mogły pozyskiwać finansowanie na swoje inwestycje. Jednak nie uchroni ich przed tym, co mają w środku. Nadal nie wiemy, jak te aktywa będą z grup wyjmowane, czy proces obejmie też transfer długów i jak ostatecznie ta operacja zaważy na późniejszej atrakcyjności spółek Skarbu Państwa. Do tego dochodzą jeszcze w mojej ocenie bardzo niskie kompetencje, jakie pojawiły się w ostatnich latach w spółkach energetycznych, co widać w bieżącym zarządzaniu i w braku jakichkolwiek pomysłów na to, jak uciec do przodu przed wyzwaniami, które nie są znane od wczoraj, ale od 15–20 lat.
Ale przecież spółki inwestują w odnawialne źródła energii, mają plany rozwijania fotowoltaiki czy morskich farm wiatrowych.
Oczywiście, że są plany, ale najłatwiej jest mówić o dalekiej przyszłości. Wszyscy wiemy, jak świat będzie wyglądał za lat 20 czy 30, a jeżeli zadamy prezesom spółek Skarbu Państwa pytanie, jak świat będzie wyglądał jutro, pojutrze, za tydzień, to okaże się, że są to pytania niestosowne, umniejszające potencjalne osiągnięcia, jakie będziemy mieli za lat 20. A właśnie pytanie o tę najbliższą przyszłość jest najbardziej frapujące, zważywszy na to, w jakiej kondycji są spółki. Doprowadzono je do takiego stanu, że z potencjalnych czempionów stali się kandydatami na potencjalne wydmuszki rynkowe. Czy tak się stanie, tego jeszcze nie wiemy. Ale taka firma jak PGE, zamiast pozostać jedną z największych firm w Polsce, stanie się firmą przeciętną i nie wiemy do końca, jaką będzie odgrywać rolę. Jeśli pojawi się realizacja planów dotycząca morskich farm wiatrowych, to być może powróci wiara w te spółki. Natomiast dziś inne podmioty wykonują to, co powinny robić spółki Skarbu Państwa.