Czy powinniśmy się obawiać o los Deutsche Banku, czy też takie obawy są mocno przesadzone? Takie pytania zadaje sobie od 24 marca wielu inwestorów. Wówczas akcje największego niemieckiego pożyczkodawcy traciły na giełdzie we Frankfurcie nawet 14 proc. i ciągnęły za sobą kursy papierów wielu innych europejskich banków. Tę przecenę poprzedzał skok kosztów CDS dla Deutsche Banku, czyli instrumentów finansowych ubezpieczających przed jego niewypłacalnością. O ile w dołku z 6 marca był on na poziomie bliskim 85 pkt baz., o tyle 22 marca sięgał 142 pkt baz., 23 marca wynosił 173 pkt baz., a w piątek dochodził do 206 pkt baz. Ten skok kosztów CDS skojarzył się inwestorom z wcześniejszą zwyżką kosztu takiego ubezpieczenia dla długu emitowanego przez Credit Suisse. Na rynku pojawiło się więc przekonanie, że Deutsche Bank może być kolejnym słabym ogniwem europejskiego systemu bankowego.
Sytuacja zrobiła się tak poważna, że inwestorów próbował uspokoić niemiecki kanclerz Olaf Scholz. – Deutsche Bank głęboko się zreorganizował, zmodernizował swój model biznesowy i jest bardzo zyskownym bankiem – zapewniał szef rządu niemieckiego. Nie wiemy, na ile inwestorzy uwierzyli w jego zapewnienia, ale również wielu analityków uspokajało, że Deutsche Bank nie jest „kolejnym Credit Suisse”. Kolejne dni były dla akcji Deutsche Banku już mniej burzliwe i przyniosły głównie odrabianie strat. Mimo to pod koniec tygodnia papiery te były tańsze o ponad 20 proc., niż miesiąc wcześniej. Czy inwestorzy rzeczywiście mogą być jednak spokojni o Deutsche Bank czy też są rzeczywiście powody, by niepokoić się o jego kondycję?
Spojrzenie na wskaźniki
Deutsche Bank jest uznawany przez regulatorów za jeden z 30 globalnie systemowo ważnych banków. Jest obecny w 58 krajach, zatrudnia 85 tys. osób, a na koniec 2022 r. posiadał aktywa warte łącznie 1,34 bln euro, czyli podobnej wielkości jak nominalny PKB Meksyku. Lata największej świetności ma już jednak za sobą. Od szczytu z 2007 r. jego akcje straciły około 90 proc. W zeszłej dekadzie był pod dużą presją inwestorów. Mierzył się ze stratami, reorganizacjami i skandalami. W 2013 r. zapłacił 1,9 mld USD Fannie Mae i Freddie Mac (amerykańskim firmom finansującym rynek hipoteczny) za nadużycia na rynku papierów opartych na kredytach subprime. W 2017 r. w ramach tej samej sprawy uiścił 7,2 mld USD grzywny amerykańskim regulatorom. W 2013 r. Komisja Europejska nałożyła na niego 725 mln euro kary za manipulowanie stopami LIBOR i EURIBOR. Bank karano również m.in. za pranie brudnych pieniędzy z Rosji i łamanie sankcji nałożonych na Iran. Lista kar może się jeszcze wydłużyć, gdyż w zeszłym roku niemieccy śledczy przeszukali biura Deutsche Banku w ramach dochodzenia dotyczącego afery Cum-Ex, czyli wyłudzeń podatkowych na dużą skalę. Kary i skandale nakładane na największy niemiecki bank ciążyły na jego wizerunku i na kursie akcji. Sytuacja zaczęła się jednak poprawiać, kiedy w 2018 r. prezesem Deutsche Banku został Christian Sewing. Dokonał on jego reorganizacji i sprawił, że DB znów zaczął wypracowywać pokaźne zyski. (Prowadził też negocjacje o fuzji z Commerzbankiem, które jednak nie zakończyły się sukcesem.)
Na koniec 2022 r. wyniki i wskaźniki finansowe Deutsche Banku nie prezentowały się źle. Wypracował on 5,47 mld euro zysku netto, podczas gdy w 2021 r. wynik ten wyniósł 3,35 mld euro, a w 2020 r. 1,15 mld euro. Całkowite depozyty sięgnęły w 2022 r. 621,5 mld euro i były o ponad 17 mld euro większe niż rok wcześniej. Współczynnik CET1 (kapitału najwyższej jakości do aktywów), uznawany za miarę wypłacalności banku, wynosił na koniec 2022 r. 13,4 proc., czyli był stosunkowo wysoki.