„Podstawą polskiej gospodarki są małe i średnie przedsiębiorstwa, którym należy stworzyć optymalne warunki rozwoju". To element gospodarczego credo rządu PiS, zapisanego w strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju (SOR). Jej realizacja miała prowadzić do „zwiększenia liczby aktywnych małych i średnich przedsiębiorstw" oraz „zmniejszenia liczby aktywnych mikropodmiotów, które nie zatrudniają ani jednego pracownika". Trzy lata po przyjęciu SOR w Polsce przybywa mikrofirm, umacniają się też firmy największe. Ale MŚP, które premier Mateusz Morawiecki nazywa solą ziemi i oczkiem w głowie rządu, systematycznie ubywa. I dzieje się tak, choć wiele z zapowiadanych w tym strategicznym dokumencie pomysłów, które miały wzrost tego segmentu przedsiębiorstw ułatwiać, rząd PiS wprowadził w życie.
Inwazja nieproduktywnych mikrofirm
Według opublikowanych niedawno danych GUS w połowie ub.r. w Polsce działało 44,7 tys. przedsiębiorstw niefinansowych, o 1,1 proc. mniej niż rok wcześniej i aż 6 proc. mniej niż trzy lata wcześniej, gdy firmy zaczęły znikać. Przybywa wyłącznie firm dużych, zatrudniających co najmniej 250 osób. Ich liczba wzrosła w ciągu roku o 1,2 proc., a od połowy 2016 r. aż o 12 proc. Jednocześnie ilość średnich firm (zatrudniających od 50 do 249 osób) od połowy 2018 r. stopniała o 3,1 proc., a od połowy 2016 r. o 3,5 proc. Firm małych (zatrudniających od 10 do 49 osób) jest mniej odpowiednio o 0,4 i niemal 9 proc. W tych danych GUS nie uwzględnia mikroprzedsiębiorstw, zatrudniających poniżej dziesięciu osób. Ich jednak stale przybywa. Przykładowo, w REGON – rejestrze podmiotów gospodarki narodowej – na koniec ub.r. widniało ponad 3,8 mln mikropodmiotów, o ponad 5 proc. więcej niż na koniec 2016 r. Jeśli ograniczyć się tylko do wszelkiego rodzaju spółek, pod koniec ub.r. w Polsce było ponad 684 tys. mikropodmiotów, o 13,2 proc. więcej niż cztery lata wcześniej.
Te zmiany pogłębiają widoczne od lat różnice w strukturze podmiotowej i w konsekwencji w strukturze zatrudnienia między Polską a innymi rozwiniętymi gospodarkami. Ostatnie porównywalne dane Eurostatu, dotyczące 2017 r., pokazywały, że w Polsce mikrofirmy stanowiły 96 proc. ogółu firm niefinansowych i zatrudniały 38 proc. pracowników tego sektora, a średnio w UE odsetek ten wynosił 93,1 i 29,4 proc. W ciągu trzech lat udział mikrofirm w zatrudnieniu nad Wisłą wzrósł o 2 pkt proc., podczas gdy w UE prawie się nie zmienił. Różnice są oczywiście większe, jeśli porówna się Polskę z krajami najwyżej rozwiniętymi, takimi jak Niemcy. Jednocześnie pod względem udziału dużych firm w zatrudnieniu Polska tak wyraźnie od innych państw Europy nie odstaje. Nad Wisłą wynosił on blisko 32 proc., a w UE 33,6 proc. W obu przypadkach na przestrzeni poprzednich kilku lat odsetki te nieznacznie zmalały, choć w ujęciu bezwzględnym zatrudnienie w dużych firmach niefinansowych stale w Polsce rośnie. To oznacza, że nadreprezentacja mikrofirm w Polsce zwiększa się kosztem MŚP. I rzeczywiście ich udział w zatrudnieniu wynosił u nas w 2017 r. zaledwie 30,3 proc., w porównaniu z 32 proc. trzy lata wcześniej, a w UE 37 proc., w porównaniu z 37,7 proc. w 2014 r. Z danych GUS wynika, że zatrudnienie w MŚP maleje też w ujęciu bezwzględnym. Na koniec czerwca ub.r. w małych i średnich firmach niefinansowych pracowało u nas 2,1 mln osób, o 5 proc. mniej niż w szczycie z 2016 r.
MŚP to nośnik postępu technologicznego
Te tendencje nie tylko są sprzeczne z celami, jakie wyznaczył sobie w SOR rząd PiS, ale też są niekorzystne z punktu widzenia gospodarki. – Mikrofirmy nie korzystają z efektów skali, trudniej jest im też wychodzić za granicę, więc nie są poddane tak silnej konkurencji. Mniej też inwestują – tłumaczy dr Jakub Sawulski, ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej i Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Stąd w ocenie Komisji Europejskiej nadreprezentacja mikrofirm może być jednym z wyjaśnień niskiej na tle UE stopy inwestycji w Polsce.
Mikrofirmy wszędzie na świecie są średnio rzecz biorąc mniej produktywne niż te większe, ale w Polsce różnica jest wyjątkowo duża. Z danych OECD wynika, że podczas gdy w dużych polskich firmach, wydajność pracy (wartość dodana na pracownika, skorygowana o różnice w sile nabywczej walut) jest o około 10 proc. niższa niż w Niemczech czy Francji, o tyle w mikrofirmach jest niższa o 60 proc. W rezultacie pomimo że mikrofirmy mają w Polsce większy udział w zatrudnieniu niż średnio w UE, jednocześnie mają wyraźnie mniejszy udział w tworzeniu wartości dodanej. W 2017 r. przedsiębiorstwa zatrudniające mniej niż dziesięć osób odpowiadały za 16,5 proc. wartości dodanej w Polsce i 20,7 proc. w UE. Wyjątkowo niska wydajność polskich mikrofirm może wprawdzie być częściowo statystyczną iluzją, wynikającą z tego, że część ich dochodów jest ukryta w szarej strefie. Z tego jednak nie wynika, że powiększająca się nadreprezentacja mikrofirm jest zjawiskiem pożądanym.