W ciągu kilku lat banki cyfrowe, takie jak Revolut, Starling Bank czy Monzo Bank, pozyskały kilka milionów klientów, kusząc ich niskimi kosztami przelewów czy brakiem opłat za transakcje zagraniczne. W ciągu niespełna czterech lat działalności do Revoulta dołączyło 4,7 mln klientów, a każdego dnia rejestruje się 12 tys. nowych użytkowników.
Tradycyjne banki czują na plecach oddech fintechów i zaczynają zwiększać inwestycje w nowe technologie. Hiszpański Banco Santander (główny akcjonariusz Santander Bank Polska) ogłosił niedawno, że w ciągu najbliższych czterech lat przeznaczy 20 mld euro na transformację cyfrową i technologie informacyjne. Jeszcze więcej zamierzają zainwestować amerykańscy pożyczkodawcy. Tylko w 2019 r. JP Morgan wyda na rozwój IT 11,4 mld USD, Bank of America 10 mld USD, a Wells Fargo 9 mld USD.
Fintechy twierdzą jednak, że nie przerażają ich spore budżety technologiczne konkurencji. Według Tristana Thomasa, szefa marketingu Monzo Bank, tradycyjni kredytodawcy próbują tylko nadrobić zaległości, a nie naciskać na innowacje. Jak twierdzą specjaliści, przepaść technologiczna między fintechami a niektórymi bankami jest ogromna. Wiele międzynarodowych pożyczkodawców musiałoby wydać miliardy dolarów, aby dostosować swoje systemy informatyczne do obecnych trendów technologicznych.
– Tradycyjne banki muszą zmagać się ze starszą technologią, nie wspominając o ogromnych kosztach utrzymania sieci oddziałów i powolności działań, które są nieuniknione w przypadku skomplikowanej biurokracji – twierdzą przedstawiciele Starling Banku. Zdaniem Kristo Kaarmanna, współzałożyciela TransferWise, czyli fintechu oferującego usługi transferu pieniędzy, wszystkie te koszty ostatecznie przenoszone są na klientów w taki czy inny sposób.