Więcej niż herb

Juventus Turyn zamienił stary herb na nowoczesne logo. Po co? Oczywiście, żeby zarobić. Ale kibice są wściekli.

Publikacja: 18.02.2017 12:09

Kolumbijski pomocnik Juan Cuadrado (z prawej) z argentyńskim napastnikiem Paulo Dybalą i bośniackim

Kolumbijski pomocnik Juan Cuadrado (z prawej) z argentyńskim napastnikiem Paulo Dybalą i bośniackim pomocnikiem Miralemem Pjaniciem (z lewej) świętują gola podczas meczu Juventusu z Interem Mediolan jeszcze w koszulkach ze starym logo.

Foto: Archiwum

Juventus to jedna z czołowych europejskich drużyn. W ostatnich latach nie ma godnych rywali w lidze włoskiej. Jeśli chodzi o rozgrywki europejskie, dwa lata temu grał w finale Ligi Mistrzów – przegrał z Barceloną. W obecnej edycji Ligi Mistrzów, w 1/8 finału, już w najbliższą środę zmierzy się z FC Porto. Nowe logo zostało zaprezentowane w połowie stycznia na uroczystej gali w Narodowym Muzeum Nauki i Technologii im. Leonarda da Vinci w Mediolanie. Już sam wybór miejsca zakrawał na żart albo prowokację – klub z Turynu urządza prezentację w mieście wielkich rywali (AC Milan i Inter). Impreza była ekskluzywna, wstęp miało tylko grono uprzywilejowanych, w tym oczywiście ludzie związani z klubem i światem show-biznesu. Ale kibice mogli ją śledzić za pośrednictwem strony internetowej. Ci, którzy się na to zdecydowali, przecierali oczy ze zdumienia.

Tradycja kontra nowoczesność

Tradycyjnego byka wpisanego w biało-czarny herb zastąpiła po prostu litera J. Podobno ma to być nawiązanie do słynnego zdania, które wypowiedział kiedyś Gianni Agnelli, były prezes Juventusu: „Czuję ekscytację za każdym razem, kiedy widzę słowo zaczynające się na literę J w papierach". Kibice nie poczuli jednak ekscytacji, tylko wściekłość. Nowe logo większości z nich nie przypadło do gustu. Z tego, co można przeczytać na forach kibiców, wynika, że chodzi głównie o dwie sprawy: raz – to nie jest kosmetyczna zmiana, tylko rewolucja; dwa – nowe logo jest po prostu brzydkie. Nawet na Twitterze naszego ŁKS nazwano je amatorszczyzną w porównaniu z gustownie wpisanymi w siebie trzema literami łódzkiego klubu. Zawiodła też oryginalność: były szwedzki tenisista Robin Soderling bardzo podobną grafiką sygnuje swoją markę i to już od czterech lat.

Jednak Manfredi Ricca z firmy Emea, który jest odpowiedzialny za nowe logo, wcale się od niego nie odżegnuje, przeciwnie, jest bardzo zadowolony ze swojego dzieła. W mediach tłumaczył, że chciał przenieść klubowego ducha do nowych wymiarów. Juventus to nie tylko futbol – wyjaśniał – to styl życia. Co więcej, jego zdaniem w tym kierunku pójdą wszystkie kluby. Brytyjski dziennik „Independent" przyznał, że jest w tym strategia Juventusu, który zawsze starał się być – przede wszystkim we Włoszech, ale nie tylko – o krok przed innymi. Andrea Agnelli, prezes Juventusu od 2010 roku, który wcześniej pracował w marketingu Ferrari i Philipa Morrisa, zanim wskoczył w buty swojego ojca Umberto i wujka Gianniego, wyznaje maksymę: zmień, zanim zostaniesz do tego zmuszony, wyprzedź innych, bądź pierwszy.

Juventus nie chce zostać w tyle za europejską czołówką, która ucieka – kiedyś to Juve i inne włoskie kluby nadawały ton w Europie, dzisiaj muszą gonić. W najnowszym rankingu stworzonym przez firmę Deloitte klub kojarzony z imperium Fiata (obecnie na koszulkach zawodnicy promują Jeepa) zajął 10. miejsce na liście klubów o największych przychodach na świecie. W ubiegłym roku zarobił 255 mln funtów. Nieźle, ale najwięksi europejscy giganci – Manchester United, FC Barcelona, Real Madryt, Bayern Monachium – zarobili prawie dwukrotnie więcej. Agnelli nie ukrywa, że dla Juve liga włoska robi się za mała. Poza tym chce mocniej wejść na nowe potężne rynki: chiński i amerykański.

Kibice mówią „nie"

Włoscy fani futbolu, dla których jest on religią, mówią o szarganiu świętości. Ale co w takim razie mieli powiedzieć kibice Realu Madryt, kiedy z ich herbu zniknął krzyż? Florentino Perez, prezes Realu, zgodził się go usunąć z klubowego godła dla sponsora – banku ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Na karcie kredytowej wydanej przez bank, jednocześnie karcie kibica, krzyża nie było. Uznano, że lepiej nie drażnić muzułmańskich klientów banku. Krzyż został usunięty tylko z produktów Narodowego Banku Abu Zabi, ale izraelski dziennik „The Algemeiner" i tak miał ubaw: żartował, że tylko czekać, aż arabscy sponsorzy zażądają, by Ronaldo zmienił imię Cristiano na jakieś mniej chrześcijańskie.

W samej tylko lidze angielskiej w ostatnim czasie doszło do kilku zmian herbów, ale były one znacznie bardziej subtelne (Manchester City, Everton, Arsenal) i nie wywołały wielkich protestów kibiców. W Polsce przed laty protestowali kibice Legii i dopięli swego (akurat oni zawsze mieli i ciągle mają w klubie dużo do powiedzenia). Nowi właściciele klubu, firma ITI, nie mogli się dogadać z CWKS w sprawie przejęcia starego herbu z 1957 r., więc zdecydowali się na nowy. W odpowiedzi kibice zawiesili doping. W sumie konflikt ze stowarzyszeniem kibiców Legii (nie chodziło w nim tylko o herb, ale był to jeden z punktów spornych) trwał kilka lat i w końcu to władze klubu ustąpiły. Tamten konflikt dobrze pokazuje pokraczną logikę polskich kibiców: odwołujący się do patriotycznych tradycji i w swoim mniemaniu walczący z komuną kibice bronili herbu, który był symbolem komunistycznego, wojskowego klubu, a protestowali przeciwko takiemu, który nawiązywał do 1916 r.

Nowe logo wzbudziło ostatnio spore emocje również w Stanach Zjednoczonych. Klub futbolu amerykańskiego San Diego Chargers przeniósł się do Los Angeles (właściwie to wrócił, bo grał tam na samym początku swojej historii, ale potem przez 56 lat występował w San Diego). Niedawno ujawniono nowe logo klubu – to było w czwartek. Internauci natychmiast je wyśmiali – między innymi zwrócili uwagę na ewidentne podobieństwo do logo Los Angeles Dodgers (klub bejsbolowy) oraz Tampa Bay Lightning (klub hokejowy). W piątek klub zaprezentował więc nową wersję logo – z tym że zmieniły się tylko kolory. Po fali śmiechu, która znowu przetoczyła się przez internet, w sobotę pojawiła się kolejna wersja, tym razem znacząco odbiegająca od poprzednich. W ten sposób pobito chyba rekord świata – w trzy dni zaprezentowano trzy różne logo. Klub przeprosił kibiców i przyznał się do błędu.

Jazz w Utah

W Stanach taka samokrytyka władz klubu to jednak dość wyjątkowa sytuacja, ponieważ zmiany logo są tam dosyć częste i nikt nie robi z tego problemu, nie mówiąc już o tym, że drużyny przenoszą się z jednego miasta do drugiego. Przykładowo zespół z Utah nazywa się Jazz, chociaż akurat muzyka jazzowa to ostatnia rzecz, która by się kojarzyła z tym rolniczym stanem. Nazwa wzięła się stąd, że do Salt Lake City w stanie Utah przed laty przeniesiono drużynę ze słynącego z jazzu Nowego Orleanu. Tam ta nazwa pasowała jak ulał, do Utah ma się nijak, ale tak już zostało i w NBA grają Utah Jazz.

To stara historia, a teraz głośno jest o przenosinach najmodniejszego obecnie w NBA klubu – grającego najefektowniejszą koszykówkę – Golden State Warriors. Drużyna od 2019 r. przeprowadzi się z Oakland do San Francisco, gdzie właśnie ruszyła budowa nowej hali, na uroczystości pojawili się niektórzy koszykarze. Kibice w Oakland są oczywiście mniej zadowoleni i protestują, ale raczej niewiele wskórają. Oakland to jedno z najniebezpieczniejszych miast USA, znane głównie z rywalizacji gangów, których jest tam kilkadziesiąt. Do modnego San Francisco się nie umywa.

Kibice w Oakland mają zresztą więcej powodów do zmartwienia, bo do opuszczenia miasta przymierza się też drużyna futbolu amerykańskiego Riders, w której gra Sebastian Janikowski. Klub ogłosił, że od 2020 r. chce się przenieść do Las Vegas. Tutaj sprawa nie jest jeszcze przesądzona, liczy się zdanie innych klubów NFL. Za takim rozwiązaniem muszą się opowiedzieć 24 z 32 klubów, decyzja zapadnie w marcu. Władze klubu z Oakland tłumaczą to chęcią posiadania nowego stadionu – ten, na którym grają obecnie, jest jednym z najstarszych i najbardziej zniszczonych w lidze.

Ale to, co w Stanach jest normalne, na pewno takie nie jest dla kibiców jednego z bardziej zasłużonych europejskich klubów, który powstał w 1897 r. i zwie się Starą Damą. Ricca twierdzi, że kibice się przyzwyczają, chociaż oczywiście zajmie im to trochę czasu. Projektant przekonuje, że marka ma wielkie znaczenie, co świetnie widać na przykładzie niektórych sportowców, takich jak Michael Jordan, Roger Federer czy Cristiano Ronaldo. Kluby muszą podążać tą samą drogą, twierdzi. Idzie bowiem o to, aby pozyskać nie tylko fanów futbolu. Ale czy to możliwe? – pytali dziennikarze. Ricca odpowiadał, że jest grupa osób, która nie kocha Formuły 1, ale kocha Ferrari. Tak samo nie trzeba jeździć na motorze, przekonywał dalej, by być entuzjastą Harleya. Czy nie trzeba być kibicem, by kupować gadżety z logo Juventusu? To się dopiero okaże.

Parkiet PLUS
Wstrząs polityczny w Tokio, który jakoś nie wystraszył inwestorów
Materiał Promocyjny
Pieniądze od banku za wyrobienie karty kredytowej
Parkiet PLUS
Coraz więcej czynników przemawia przeciw złotemu
Parkiet PLUS
GPW i Wall Street. Kiedy znikną te męczące analogie?
Parkiet PLUS
Niepewność na rynku miedzi nie pomaga notowaniom KGHM
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Parkiet PLUS
Debata Parkietu. Co wybory w USA oznaczają dla świata i rynków?
Parkiet PLUS
Efekt Halloween. Anomalia, która istnieć nie powinna, ale istnieje