Przesunięcie naszego rynku do koszyka państw rozwiniętych, które formalnie nastąpi we wrześniu tego toku, może nie wyjść warszawskiej giełdzie na dobre, co będzie miało związek z przetasowaniem naszych udziałów w koszykach. Jak zauważają eksperci, w gronie rynków rozwijających udział naszego rynku był znacznie większy w porównaniu do tego, ile będziemy znaczyć w koszyku krajów rozwiniętych. W tym przypadku udział ten będzie marginalny i wyniesie zaledwie 0,15 proc. wobec 1,3 proc. przed zmianą. – Potencjalnie znaczenie tej zmiany jest duże. Reklasyfikacja polskiego rynku z grona „emerging" do „developed" ma istotne znaczenie z perspektywy tej części zagranicznych inwestorów, którzy w realizowanych strategiach używają indeksów Russella jako swoich benchmarków. Zarówno portfele zarządzane pasywnie (ETF-y), jak i te zarządzane aktywnie będą musiały zostać istotnie przebudowane, aby odpowiadały nowej klasyfikacji. W związku z tym te, które mają mandat do zarządzania w obszarze rynków rozwiniętych, będą po stronie popytowej, z kolei te, koncentrujące się na rynkach wschodzących, będą sprzedawać – wyjaśnia Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w Starfunds.
Fundusze muszą się dostosować
Zdaniem ekspertów można zakładać, że odpływy z funduszy „emerging markets" nie zostaną w pełni zrekompensowane napływami funduszy inwestujących na rynkach rozwiniętych. Z wyliczeń analityków Pekao Investment Banking wynika, że reklasyfikacja polskiego rynku może skutkować odpływem netto na poziomie 2–3 mld zł. Trwający od dłuższego czasu odpływ kapitału z naszego rynku akcji może świadczyć, że niektóre z bardziej aktywnych funduszy z uwagi na niską płynność polskich akcji z wyprzedzeniem zareagowały na planowaną zmianę. – Z wyliczeń brokerów wynika, że podaż będzie istotnie większa od popytu. Z drugiej strony warto pamiętać, że decyzja FTSE Russell znana jest już od dziesięciu miesięcy, w związku z czym w przypadku funduszy aktywnie zarządzanych proces przebudowy portfeli jest już w zaawansowanej fazie. Być może to podaż właśnie z ich strony stała za wyraźną słabością polskiego rynku akcji, jaką obserwujemy w tym roku względem innych rynków wschodzących – ocenia Grzegorz Pułkotycki.
Z kolei we wrześniu na naszym rynku można się spodziewać wzrostu aktywności funduszy pasywnych (ETF), które będą musiały się dostosować swoje portfel e do nowego benchmarku. – Po zmianie ETF-y oparte na indeksach FTSE będą musiały zmniejszyć udział Polski w indeksach EM. Zmiana ta nie zrekompensuje napływów kapitału z tytułu włączenia naszego kraju do rynków rozwiniętych. We wrześniu może być obserwowalna podwyższona zmienność na GPW, z uwagi na grę inwestorów pod zmianę klasyfikacji. Z uwagi jednak na mniejsze znaczenie indeksów FTSE na globalnym rynku, nie powinna się utrzymywać w dłuższym terminie – uważa Kamil Hajdamowicz, zarządzający w Vienna Life. – Nie przypuszczam też, by decyzja FTSE Russell w trwały sposób wpływała na kondycję i postrzeganie krajowego rynku akcji, który przez dużą część inwestorów w dalszym ciągu będzie postrzegany jako rynek wschodzący. Korelacja z rynkami z koszyka „emerging markets" będzie jednak nieco niższa, co miejscami może nawet pomagać – podsumowuje ekspert.