Wskazuje na nasilającą się presję płacową czy postulowany przez rząd zakaz handlu w niedzielę. Tłumaczy, że w takim otoczeniu ostrożniej podchodzi do kwestii uruchamiania nowych restauracji. Wydaje się, że powyższe „ale" przestraszyło inwestorów, bowiem we wtorek po południu notowania Sfinksa szły w dół przy relatywnie dużych obrotach o 8,2 proc., do 2,6 zł.

Spółka poczyniła już wstępne szacunki na wypadek zakazu handlu w niedzielę. Wylicza, że takie ograniczenie uszczupli jej wpływy o 11 mln zł w skali roku, co stanowi ok. 6 proc. obrotów. Zwraca przy tym uwagę, że połowy restauracji (na koniec sierpnia bieżącego roku było ich 112, w tym roku spółka planuje jeszcze kilka otwarć, a w 2017 r. sieć ma się powiększyć o kilkanaście lokali) ewentualne obostrzenie nie dotknie, bo nie są zlokalizowane w galeriach. – Liczymy, że ruch przeniesie się z galerii „na miasto". Dodatkowo mamy nadzieję na wzrost sprzedaży w ciągu tygodnia. Pamiętajmy, że część niedziel, zgodnie z zamysłem ustawodawcy, ma mieć charakter handlowy – przekonuje Jacek Kuś, wiceprezes Sfinksa.

Słaby m.in. z powodu rosnących cen żywności II kwartał uratowało odszkodowanie od jednego z kontrahentów w wysokości 5,1 mln zł. W reakcji na rosnące koszty spółka zdecydowała się podnieść ceny dań. – Jesteśmy zadowoleni z efektów. Widać to także po wynikach w III kwartale (okres od czerwca do sierpnia 2016 r. – red.) – komentuje Kuś. W tym czasie jednostkowe przychody Sfinksa urosły rok do roku (III kwartał 2015 r. trwał od lipca do września) o 12 proc., do 51,6 mln zł, zaś EBITDA zwiększyła się o 8 proc., do 5,4 mln zł. – Widzimy pozytywne trendy sprzedażowe także w bieżącym kwartale. Możliwy jest dwucyfrowy wzrost – mówi Kuś.

Giełdowi analitycy wieszczą, że przyszły rok także będzie stał pod znakiem wzrostu cen żywności. – Zdajemy sobie z tego sprawę. W takich warunkach dalsza podwyżka cen dań może być nieunikniona – podsumowuje Kuś.