Na wzrosty przyjdzie pocze

Przełamanie linii trendu wzrostowego, głębokie spadki na kilku dużych spółkach oraz widoczna od kilku tygodni słabość giełdy warszawskiej na tle rynków zagranicznych są wystarczającymi powodami, aby w krótkim terminie nie kupować akcji polskich spółek. Analiza techniczna nie wskazuje na szybką poprawę sytuacji.

Publikacja: 29.03.2002 09:36

Próba powrotu ponad przełamaną linię trendu nie powiodła się, co w konsekwencji zaowocowało spadkami (wykres 1). WIG20 ponownie naruszył wsparcie w okolicach 1333 - 1338 pkt., wyznaczone przez szczyt notowań z 14 listopada i dołek z 22 lutego. Najbliższe miejsce, w którym można oczekiwać wzmożonego popytu, znajduje się w okolicach 1173 pkt., tj. na poziomie dołka z połowy grudnia ub.r. Wcześniej zadziałać może poziom 1254 pkt., określany przez połowę białej świecy z 3 stycznia, oraz otwarta dzień później luka hossy w przedziale 1285-1298 pkt.

Rosnące zazwyczaj na spadkach obroty nie pozostawiają wątpliwości, która strona rynku ma obecnie przewagę. Krótko- i średnioterminowe wskaźniki impetu w większości generują sygnały sprzedaży, potwierdzając trend spadkowy. W przypadku silniejszego odbicia, opór dla wzrostów znajduje się na poziomie zamknięcia z 8 marca, tj. 1407 punktów.

Z punktu widzenia teorii Elliotta, sytuacja trochę się skomplikowała. Wzrost trwający od 3 października do 25 stycznia wygląda na typową korekcyjną trójkę (abc). Problem w tym, że w takim przypadku charakter fali c byłby niezgodny z teorią. Fale te są zazwyczaj silne, a w ich trakcie zwiększa się zasadniczo szerokość rynku. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca, co dobitnie pokazuje wskaźnik A/D Line, notujący w tym czasie historyczne minima.

Wzrosty odbyły się tylko dzięki kilku największym spółkom z indeksu WIG20 (Pekao, PKN Orlen, KGHM). Taka struktura popytu skierowana na wybrane spółki jest w teorii Elliotta typowa dla fal b. Bardzo więc możliwe, że już od 14 listopada trwa korekta wzrostów w postaci fali płaskiej rozszerzonej, z falą b wykraczającą poza obszar cenowy pierwszej fali impulsu (wykres 2). Oznaczenie stopnia impulsu jest obecnie sprawą otwartą. Może to być fala pierwsza (1), być może w początkowej fazie.

Jeśli takie oznaczenie jest prawidłowe, to fala c może ukształtować dołek nawet poniżej 1173 punktów. W żadnym wypadku jednak spadki nie powinny przekroczyć 990 punktów. Ponieważ poziom ten jest obecnie niezagrożony, nie widzę powodów do zmiany długoterminowych oznaczeń fal.

Nadal twierdzę, że w październiku ubiegłego roku rynek osiągnął dno wyższego rzędu. Wzrost, który potem wystąpił, jest najprawdopodobniej początkiem fali impulsu tego samego stopnia, co hossa z lat 1995 -1997. Nie oznacza to jednak, że już wkrótce możemy spodziewać się wzrostów. Aby odwrócić silny długoterminowy trend spadkowy, rynek potrzebuje zazwyczaj wielu miesięcy.

Aktualna sytuacja na warszawskiej giełdzie przypomina nieco tę sprzed siedmiu lat. Wtedy, po katastrofalnej bessie, rynek wszedł w silną, trwającą jednak tylko miesiąc, fazę wzrostu. Kolejne osiem miesięcy notowań było wielkim rozczarowaniem, a giełda przy mizernych obrotach kształtowała trend boczny. W większości dominowały opinie, że powrót do trendu spadkowego jest tylko kwestią czasu. Nie zdziwiłbym się, gdyby historia miała się powtórzyć, a rynek po obecnych spadkach pozostał w marazmie aż do jesieni. Taki scenariusz notowań stanowiłby bardzo zdrową podstawę do kontynuowania w przyszłych latach długoterminowego trendu wzrostowego.

Nastroje na rynkach kapitałowych zmieniają się cyklicznie, od euforii do skrajnego pesymizmu. Pesymizm rodzi się nie tyle z głębokich spadków, ile z wyczerpującego, powolnego obsuwania się rynku przy zamierających obrotach. Stan ten potęgowany jest przez złe dane makroekonomiczne, wskazujące na poważną zapaść gospodarczą.

Nasza giełda i nasza gospodarka są obecnie podręcznikowym przykładem tego modelu. Coraz mniejsze zainteresowanie rynkiem ze strony krajowych i zagranicznych inwestorów oraz coraz gorsze dane makroekonomiczne nie dają cienia nadziei na szybką poprawę sytuacji. A jednak skrajny pesymizm rynkowy wskazuje nieomylnie na czekającą nas poprawę. Znana giełdowa prawda głosi: "hossa zaczyna się wtedy, gdy nikt w nią nie wierzy". Należy jednak zastanowić się, czy na pewno osiągnęliśmy już apogeum marazmu. Moim zdaniem, jeszcze nie.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego