Od pięciu tygodni WIG20 znajduje się w trendzie bocznym, krążąc między 1029 a 1114 pkt.. Poziom, do jakiego indeks spadł w wyniku letniej fali bessy wskazuje, że stabilizacja kursów nie powinna przeciągnąć się zbyt długo. Indeks WIG20 znajduje się w bardzo istotnym punkcie, w pobliżu linii wsparcia wyznaczanej przez dna notowań z lat 1998 i 2001. Poziom ten pokrywa się z 66-proc. zniesieniem hossy z okresu 1995-1997 i stanowi ostatnią zaporę dla ewentualnych spadków (wykres 1).
W myśl teorii Elliotta, wspomniana hossa była pierwszą falą nowego cyklu. Kolejne lata upłynęły pod znakiem kształtowania się rozległej fali nieregularnej (rozszerzonej), z falą B, wykraczającą poza obszar cenowy pierwszej fali impulsu. Układ był bardzo złożony, a prawidłowe oznaczenie okazało się możliwe dopiero po jego pełnym ukształtowaniu.
Kłopoty z oznaczeniem i interpretacją dotyczą także fali spadkowej z lat 2000-2001. Na obecnym etapie notowań nie sposób stwierdzić, czy spadki były jedynie fragmentem fali C, czy też jej całością. Mamy zatem dwa warianty rozwoju sytuacji.
Zagrożone 1000 punktów
Zgodnie z pierwszym wariantem, spadki były falą pierwszą w fali C - stąd wniosek, że nieuniknione jest pokonanie wsparcia w okolicach 1000 pkt. Rynek czekają spadki aż do poziomu 580 pkt., tj. punktu startu nowego cyklu. Taki scenariusz nie jest sprzeczny z założeniami teorii fal, która dopuszcza całkowite zniesienie fali pierwszej. Nie wyklucza także wystąpienia w krótkim okresie wzrostów, które mogłyby stanowić dopełnienie korekty płaskiej (wykres 2).